poniedziałek, 26 maja 2014

0000000000000000000000011:


Człowiek może i uczy się na błędach,
ale jeśli kocha, wciąż popełnia ten sam
- ufa, chociaż tyle razy się zawiódł…
Piętnasta – dłużej nie wytrzymali.
- Powinniśmy ich…
- Droga mamo, drogi tato. Nie możecie mieć dziecka, bo my chcemy się ze sobą przespać – gorzkie słowa Alien zawisły w powietrzu jak ciężka, gęsta mgła.
Zamknęli się na klucz w mieszkaniu Szczęsnego. Martyna od usłyszenia rewelacji w domu rodziców nie odezwała się w ogóle. Jak to – oni poczynili już ku temu kroki? Jak to – właściwie wszystko jest załatwione? Jak to – to tylko kwestia czasu? Jak to – to są tylko formalności, głupiutkie dokumenty? Jak to – już nawet spotykaliśmy się z naszą przyszłą córeczką?
Usiadła na kanapie, uprzednio zrzucając kurtkę i pozostawiając ją na podłodze w korytarzu. Przez chwilę patrzyła tępo przed siebie, a potem skrzywiła się i pokręciła głową. Miała wrażenie, że oto właśnie w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin niewyobrażalny ciężar spadł na jej barki i zaczął bezlitośnie przygniatać jej drobne i słabe, mimo wszystko, ciało. 
- Ty. Robert. Luśka. Te cholerne Niemcy. A teraz nasi rodzice – sporządziła listę zbrodniarzy i pokręciła głową – Kurwa – skomentowała to inteligentnie, opadając na oparcie i przymykając oczy. W nerwowym odruchu zaczęła pstrykać palcami, jakby odpalała zapalniczkę – Gdzie są moje papierosy? – zapytała powietrze, ale wydawało się nie być dzisiaj zbyt rozmowne. Podniosła się więc i stanęła niemal twarzą w twarz z Wojciechem.
- Zejdź mi z drogi – poprosiła z jakąś niespotykaną dotąd rezygnacją, zupełnie bez zwykłego gniewu, zjadliwości, jakiegokolwiek uczucia – Mam ochotę wypalić pół paczki.
- Właśnie dlatego to zły pomysł.
- Nie, to jest pomysł zajebiście idealny. Odsuń się.
Zamiast posłuchać, złapał ją za nadgarstki, uniósł i zmusił, by położyła dłonie na jego ramionach. Odwróciła wzrok, koncentrując się na nieciekawym odcieniu ścian, a jej oddech stał się płytki, byleby tylko nie była w stanie wyczuć jego perfum. On natomiast położył wielkie łapska na jej biodrach i ścisnął raz, krótko.
- O co ci właściwie chodzi?
Otworzyła szerzej oczy, zaskoczona i zamrugała kilkakrotnie. Na chwilę zacisnęła usta, potem otworzyła i wydała z siebie cichy, zwierzęcy dźwięk. Ostatecznie jednak zamknęła je i spojrzała na niego spode łba.
- No? – zachęcił ją – Rozumiem, że szaleństwo naszych rodziców jest… - szukał odpowiedniego słowa – po prostu szaleństwem, ale chyba nie mamy prawa odbierać im szczęścia…
Prychnęła, przerywając mu.
Zacisnął dłonie, znowu. Tym razem na dłużej.
- Powiesz mi? – nalegał.
- Wojtek, błagam cię – przewróciła oczami – To łatwa łamigłówka. Przedszkolaki byłyby w stanie ją rozwiązać. Twoja mama i mój ojciec są razem. Już samo to, że kombinujemy za ich plecami, łącząc się w… - obrzuciła spojrzeniem ich zbliżone do siebie ciała - …to, wydaje się być niemoralne. Bawimy się w te durne podchody odkąd skończyliśmy szesnaście lat. A teraz będziemy mieć siostrzyczkę. Będziemy prawdziwą rodziną – powtórzyła słowa mamy – czy tylko ja mam wrażenie, że w takim wypadku nasz związek staje się zupełnie obdarty z moralności?

Być może to właśnie ten czas,
kiedy trzeba wybaczyć sobie błędy
i walczyć do utraty tchu?
Luśka pakowała już drugą walizkę.
- Po co to robisz, głupia? – ganiła się co chwilę, biegając po mieszkaniu – Masz jeszcze kilka dni, te rzeczy mogą ci być potrzebne tutaj, teraz.
- Zły pomysł, zły pomysł, zły pomysł, zły pomysł – krzyczał jej rozum, podczas gdy serce wołało: - Zawsze czegoś takiego pragnęłaś, takiego impulsu, chciałaś, więc masz. Łap to, bierz, trzymaj się tego, dziecino!
Niemcy. Wydawały się być całkiem dobrym krajem jak na nowy początek. Cóż z tego, że nie znała płynnie języka? Przecież będzie w stanie dogadać się po angielsku. Poza tym, jeśli ostatecznie jej się nie spodoba, będzie mogła wrócić po niedzielnym wieczorze. Nikt jej nie zmusza do przejęcia Berlina, nikt. Nawet Robert.
Ale jeśli… jeśli… jeśli coś. Uratuje ją, miejmy nadzieję, Marika.
Z logicznego punktu widzenia, cały ten plan nie miał dla niej sensu – dlaczego akurat on wszystkiego się dowiedział? Dlaczego zaciąga ją aż tam, za granicę? Dlaczego ona się zgadza? Co z tego wszystkiego ma, sponsorując ten wyjazd? I gdzie tutaj jest sens?
Nawet sam Bercik tego nie wiedział.
Jego propozycja prezentowała się prosto – zabiera dziewczynę, która od pewnego czasu, nie ukrywajmy już tego, się mu podoba, do Niemiec na sportową galę, na którą oczywiście kupi jej odpowiednią sukienkę, a potem dotrzyma jej towarzystwa, kiedy będzie odwiedzała swoich dziadków, ponieważ ona też powinna mieć coś z tej wyprawy, tak uważał.
Okej, ma pieniądze, może sobie na to pozwolić. Chyba nie powinniśmy go oceniać, skoro chce dla Luśki jak najlepiej…
Tylko kto to wytłumaczy Alien?

Problemy są nieuniknioną częścią życia,
więc gdy nadejdą,
trzymaj podniesioną wysoko głowę
i nie daj się pokonać.
Pozwoliła mu się przytulić, chociaż nawet nie liczyła, że jakkolwiek jej to pomoże. Zszargana doszczętnie psychika nie potrzebowała akurat teraz miłości, a świętego spokoju. Gdzie mogła pójść? Dokąd się udać? Z kim porozmawiać? Najlepiej z ciszą.
Wysunęła się z objęć Wojtka, zbyła go krótkim „muszę iść” i zbiegła na dół, nim zdążył znowu ją zatrzymać.
Jak mogłaby stać się silna? Jak? Co byłoby w stanie jej pomóc?
Cholera jasna, dlaczego uparła się na mieszkanie ze współlokatorką?! Mogła przecież głodować w jakiejś klitce – ciasnej, ale własnej, prawda? Nie miałaby problemów z ukryciem się przed światem. Wystarczyłoby tylko zasłonić okna i zamknąć drzwi na klucz…
Komórka zawibrowała w kieszeni jej dżinsów, gdy wsiadała na motor.
…i wyłączyć telefon.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę, nawet nie spoglądając na wyświetlacz. Przez chwilę zapatrzyła się w dal, przygryzła wargę. Odetchnęła głęboko i pokręciła głową. Stłumiła chęć zapalenia papierosa, desperacko przeszukując kontakty. Odchrząknęła, naciskając zieloną słuchawkę. Odczekała trzy sygnały:
- Halo?
- Hej, Swietlana, could you give me a favor?  

 Hearing something that kills you inside
but having to act like you don’t care.
Zdążyła tylko pokrótce wyjaśnić biednej dziewczynie, dlaczego musi ją na trochę wykorzystać, zostawiła swoją walizkę i już jej nie było.
Robert mieszkał na drugim końcu miasta w prestiżowej dzielnicy, w apartamencie nieprzyzwoicie wielkim, tak jak Wojtek, i nieprzyzwoicie drogim. Mógł sobie jednak na to, dupek, pozwolić.
Droga była śliska po ulewnych deszczach. Witamy w Polsce, przedstawiamy polski klimat. Kiedy jeszcze przechodziła okres młodzieńczego buntu – teraz przechodziła okres buntu związanego z niesprawiedliwością świata i złem ludzkości – marzyła o tym, by któregoś dnia wyjechać do jakiegoś ciepłego kraju i zbawiać tam świat. Chciała znaleźć się w miejscu, gdzie usychałaby z pragnienia, przymierała głodem i zmarłaby na malarię. Ludzie mają różne marzenia, Alien miała wyjątkowe, to prawda. Widziała jakiś niesamowicie wyzwalający środek w wielkiej męce, bólu i cierpieniu. Jakby to mogło dać jej prawdziwe szczęście. Dorastając, odkryła, że świat sam w sobie jest na wystarczająco okrutny i dodatkowe cierpienia wcale nie będą jej potrzebne. Porzuciła wielkie męczeńskie marzenia na rzecz trucia się papierosami, nieszczęśliwymi miłostkami i szybkością maszyny.
Droga jej się dłużyła. Szczęście, że nie wybrała się przez centrum, bo chyba wyzionęłaby ducha w tych korkach. Nerwowo zerkała na boki za każdym razem, gdy mijał ją jakiś pojazd. Denerwowała się, że nie jest szybsza, zręczniejsza. Musiała porozmawiać z Robertem i wolałaby mieć już to za sobą, jak najszybciej. Plan był prosty, wpaść do jego mieszkania, uderzyć go porządnie w twarz i może stłuc coś przy okazji, oczywiście przez przypadek. Może jakąś nagrodę? Nie, to byłby cios poniżej pasa. Mimo wszystko umiała grać czysto i z honorem.
Nie każdy to potrafił.
Los nigdy nie grał fer.
I nie liczył się z nikim…

Ludzie mówią, że bez miłości nie da się żyć…
Osobiście uważam, że ważniejszy jest tlen.
Tam było ciemno i cicho. I padał śnieg.
Ulica była brudna, jak zwykle w tym mieście. Cisza nieprzyjemnie drażniła uszy. To nie było normalne.
Po drugiej stronie, tuż przy blokach, z placu zabaw wynurzyła się mała dziewczynka ubrana w czarną sukienkę. Była boso, złote włosy splecione miała w dwa warkocze. W dłoniach trzymała polne maki.

You said that you would never hurt me
but you lied
again
Było jej za ciepło.
Dookoła ogień trafił wszystko, tworząc szczelny, symetryczny krąg dookoła jej ciała. Skóra żarzyła się ledwie, ale to wystarczyło, by płomienie przedostawały się w głąb niej, wchodząc w krew i rozprzestrzeniając zabójcze trucizny po całym organizmie.
Ktoś ją wołał. Wiedziała to, chociaż nie słyszała niczyjego głosu.
Bolały ją plecy, głowa. Była spragniona. Miała ochotę zakląć siarczyście, ale nie była w stanie rozchylić warg. Miała ochotę otworzyć oczy, ale nie mogła podnieść ciężkich powiek. Miała ochotę wstać, ale nie czuła nóg.
Nie czuła właściwie niczego.
Tylko ból.

 I’m dead inside
Minęło osiem godzin, odkąd wyszła.
Wojtek nerwowo przemierzał mieszkanie, trzymając w dłoni żarzącego się papierosa, którego nie palił. Zostawiła go, wychodząc. Dostrzegł go na kuchennym stole, kiedy wrócił od Luśki. I od Roberta. Przypalił końcówkę zapałkami i przez kilka sekund patrzył po prostu, jak się spala, identyfikując się z nim.
Nigdzie jej nie znalazł.
Dlaczego w ogóle pozwolił jej wyjść?
Dlaczego jej nie zatrzymał?
Dlaczego jej nie powiedział, że to wszystko bzdury, że wcale nie ma racji, że nic go nie obchodzą decyzje rodziców, że nie ma się czym przejmować, że przecież, kurwa, nie mają wspólnych genów i nic go nie obchodzi, kurwa, co będzie sobie myślało społeczeństwo o ich wspólnym szczęściu?
Dlaczego nie zrobił niczego?
Zdjął przepoconą koszulkę, stanął w oknie i zapatrzył się na płaczącą Warszawę, którą przed sekundą przeszukał prawie całą. Do kogo mogła pójść? Gdzie mogła się schować? Jak daleko uciekła?
Odruchowo podniósł dłoń i zaciągnął się papierosem. Płytko, tylko żeby podrapać gardło szkodliwą nikotyną. Żeby sobie zaszkodzić, żeby pocierpieć. Żeby poczuć się jeszcze gorzej.
Drugą dłonią wygrzebał z kieszenie spodni telefon i upewnił się, że nikt się z nim nie kontaktował. Spróbował jeszcze raz do niej zadzwonić, ale nikt nie odpowiadał. Telefon pozostawał wyłączony.
- Co jest, Alien. Gdzie jesteś? – mówił do siebie, kręcąc głową.
Zgasił niedopałek palcem i wyrzucił go przez okno.
- Gdzie się, do jasnej cholery, wybrałaś? – zapytał przestrzeń za oknem, ale nikt nie był w stanie udzielić mu odpowiedzi. Deszcze powoli ustępował, przejaśniało się – Osiem godzin, osiem godzin. Co można robić tyle czasu, kurwa? – zatrzasnął okno, aż zadrżały szklanki ułożone rządkiem na kuchennym blacie. Spojrzał na nie z nienawiścią. Zamartwianie się mu nie służyło. Bolała go głowa od myślenia. Serce drżało. Żołądek zwijał się w supeł.
- Alien – szeptał - Martyna…
- Wojtek!
Szybko otworzył oczy, jednocześnie marszcząc czoło. Poczuł nagły dreszcz, wzdrygnął się, a po sekundzie zobaczył swoją matkę, zapłakaną, w drzwiach kuchni.
- Co się sta…?
- Wojtuś, szybko – rzuciła się na niego – Musimy jechać! – krzyknęła, szarpiąc go za ramiona – Martynka… - zaszlochała.
W tym momencie umarł na chwilę.



żyjecie tam? 
napisałam dzisiaj kilka rozdziałów dla tej historii i obawiam się mojego toku myślenia O.O możecie mnie śmiało znielubic, pozwalam. 
czytałam ten tekst kilka razy, ale mój umysł nie pracuje dzisiaj sprawnie, wybaczcie błędy.
A - dalej waham się, jakim smakiem to zakończyc: słodko czy gorzko?

8 komentarzy:

  1. Żyjemy żyjemy ;) Super rozdział :) Szkoda, że zawsze im się wszystko komplikuje ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. To może być jeszcze bardziej gorzko? Ich relacji nie można nazwać sielanką, ciągle coś lub też ktoś komplikuje relacje tej dwójki... Ja zdecydowanie wybieram "słodką" opcję :) Niech los w końcu się do nich uśmiechnie :) Wszystko co złe zniknie - choć na chwilę.
    Rozdział świetny jak zwykle :) Chciałoby się czytać więcej i więcej . Proszę nie każ nam długo czekać na następny rozdział please :)
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. I solemnly swear that pokomplikuje im życie jeszcze przez dłuuugi czas. sorry, no. : <
    ale za to może skuszę się na szczęśliwe zakończenie, ;) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli czekają ich jeszcze katusze ;) Widać taki ich los. Muszą wiele przejść, by w końcu znaleźć wspólne ( mam nadzieję ) szczęście. Takie jest życie.
      Ostatnia wiadomość o szczęśliwym zakończeniu bynajmniej jest pozytywna.
      Tak więc Alien i Wojtek trzymajcie się ;)

      Usuń
  4. Uwielbiam słodycze, więc proszę na słodko! Już i tak namieszałaś. Błagam cię na kolanach, niech nie stanie się nic złego.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy pojawi się rozdział??? Nie mogę się doczekać . Wiem, że się powtarzam i piszę to pod każdym rozdziałem, ale uwielbiam czytać i jak coś mnie wciągnie to ... nie chce puścić ;)
    Staram się czekać cierpliwie, ale dziś już nie wytrzymałam i musiałam napisać ;)
    Pozdrawiam serdecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wróciły mi internety (wow!), pomyślałam, że z tej okazji odwiedzę Wojtka, bo jest spoko ziomeczkiem i bardzo go lubię :)

    Zacznę może od... tej drugiej strony i pomogę Ci podjąć decyzję - rób tam sobie, co chcesz (byle w granicach przyzwoitości), ale zakończenie ma być słodkie. No bo kurczę... Oni są idealni i dobrze Wojtek kombinuje (mógłby się jeszcze podzielić z Martyną swoimi przemyśleniami), że to ich szczęście, jedyne i najważniejsze, i całemu światu guzik do tego. Pewnie, że sytuacja nie jest prosta ani specjalnie komfortowa, ale nie takie rzeczy już ten świat widział i jakoś dalej się kręci.

    Powietrze to chyba generalnie bywa mało rozmowne. Albo to ze mną po prostu nie chce gadać.

    A czy panna Lucyna to jakoś na dłużej się do Rzeszy wybiera? Bo tak z jednej strony na galę i do dziadków, czyli jakby na krótko, ale z drugiej, że nie zna płynnie języka i że nowy początek... Coraz bardziej mnie to zastanawia i wciąga, a potencjalny wątek lucynowo-bercikowy zapowiada się całkiem interesująco ^^

    Co za niedobra Alien, że swoją irytację światem, rodzicami i zawiłościami związku z Wojtkiem postanawia wyładować na robertowym nosie. Nieładnie, panno Martyno, przecież Bercik nie jest przyczyną całego zła tego świata.

    Ale z drugiej strony, nie było to aż tak nieładne, żeby ją pakować w wypadek, szpital i wszystko... Z trzeciej jednak wiem, że będziesz dla niej wyrozumiała, bo już bez przesady. To dobra dziewczyna i zasługuje na długie i szczęśliwe życie z Wojcieszkiem :)


    I oczywiście, że zanim napisałam komentarz, to internet już poszedł w las i się zdążył nowy rozdział pojawić. Nic to, będę dalej dzielnie nadrabiać moje nazbierane jeszcze od grudnia zaległości (nad wszystkim panuję, wbrew pozorom :P).

    OdpowiedzUsuń