wtorek, 11 lutego 2014

0000000000000000000000005:

Życie to dobry nauczyciel,
ale cholernie dużo bierze za lekcje.
Nie czekał na jej reakcję. Wziął ją w objęcia, szczelnie zamknął w uścisku silnych mięśni i uprzedził, napinając je, że nie ma zamiaru odpuścić. Duże dłonie położył bezczelnie na jej biodrach, przylgnął swoją potężną sylwetką do niej, zmusił ich splecione ciała do wykonania kilku kroków i ostatecznie przytulił ją do ściany. Pochylił głowę i zawiesił swój oddech w niewielkiej przestrzeni, jaka dzieliła go od jej ust. Zamarł na chwilę i czekał, a potem bardzo powoli odnalazł jej usta.
Zmroziło ją. Oszołomił tok jego działania. Szarpnęła się w tył, szukając jakiekolwiek wolnej przestrzeni, powietrza, spokoju, ale jedynym efektem, jaki uzyskała, było bliskie i bolesne spotkanie czaszki z chropowatą fakturą ściany. Jęknęła cicho. Uniosła ręce zwinięte w dwie pięści z kciukiem na zewnątrz i siłą wszystkich swoich mięśni przywaliła mu mocno prosto w przeponę. Doskonale pamiętała z ćwiczeń, jaką reakcję to wywoływało, a i tym razem się nie zawiodła – Wojtek zgubił oddech na długie kilka sekund, pobladł na twarzy i desperacko próbował przywrócić płuca do dawnej sprawności. Odsunął się od niej, dłonie przysunął do twarzy i przez chwilę zaciskał je na głowie, hamując pulsowanie skroni.
Alien w tym czasie, nie kryjąc zarówno złości, jak i zadowolenia z siebie, spojrzała na niego z góry, chłodem zabijając resztki jego godności i oblizała wargi.
- Nie będziemy się tak bawić, Wojtuś – zastrzegła, zostawiła go w kompletnym szoku i wyszła.
Minutę później była na dole i rezygnując z papierosa, wsiadała na motor. Odjeżdżała w stronę Warszawy, którą lubiła najbardziej: pełnej brudu i chaosu. Bo tak właśnie się czuła.

Może i zniszczyłeś mnie w przeszłości
i ciągle rozdrapujesz moją teraźniejszość,
ale o mojej przyszłości możesz pomarzyć.
Nieklarowne sytuacje po pierwsze są męczące, po drugie - nie są zdrowe.
Pukanie do drzwi wyrwało Wojtka z odrętwienia. Przez chwilę miał wrażenie, że dokopie każdej osobie, która znajdzie się za progiem, chociażby dlatego, że przeszkadza mu w momencie największego skupienia. Otworzył i zamarł.
- Cześć, możemy pogadać?
Przez chwilę miał wrażenie, że najchętniej wymieniłby tę piękną dziewczynę na zwyczajną twarzyczkę Roberta, bo jemu nie bałby się dokopać. Kobiet jak na razie miał dość, szczególnie, że jedna niedawno u niego była, przywaliła mu i zdeptała jego ego, gdy okazał się niedelikatny. A on był po prostu szczery!
Luśka była ubrana bardzo rzeczowo i poważnie, jakby co najmniej składała wizytę w piekielnych urzędach ZUS-u, a nie odwiedzała starego przyjaciela. Oczywiście ołówkowa spódnica, szary sweter i profesjonalne, modne, duże okulary nie przeszkadzały jej wyglądać wspaniale. I drapieżnie. Nie było już możliwości ucieczki.
- Jezu, Lu, nie możemy tego przełożyć na kiedy indziej? – wyjęczał, opierając czoło o drzwi i przymykając powieki, bo zakręciło mu się w głowie.
Dziewczyna zawzięła się w sobie, wypięła dumnie pierś i uniosła wysoko głowę. Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem od stóp do głów, zmarszczyła nieco brwi i zdobyła się na najpoważniejszy z ruchów w jej życiu, o którym myślałam właściwie całą drogę.
Podeszła do Wojtka i przywaliła mu otwartą dłonią w policzek.
- Nie mamy czego odkładać – stwierdziła bardzo rzeczowo – Teraz jesteśmy kwita. Do niewidzenia – odwróciła się na pięcie i zbiegła na dół, płacząc, bo już nie mogła się powstrzymać.

Mózg jest zadziwiającym organem.
Pracuje non stop przez 24 godziny na dobę…
…dopóki się nie zakochasz.
Martyna zadzwoniła do swojej koleżanki z Niemiec i właściwie ustaliła z nią wszystko. Mogła mieszkać przez jakiś czas w jej mieszkaniu, pracować razem z nią w jej barze, uczestniczyć w jej życiu towarzyskim, żeby wyrobić sobie jakieś swoje, poznać miasto i w ogóle wkręcić się w berliński tryb egzystencji. Mogła przyjechać właściwie od zaraz, ale ustaliły, że zrobi to dopiero w piątek, równiutko za tydzień. Pojedzie pociągiem.
Teraz Alien biegała po swoim pokoju i pakowała się.
Rozstrojona emocjonalnie, zmęczona psychicznie, samotna i smutna Luśka zastała ją w momencie, gdy zrywała ze ściany ulubiony plakat Pulp Fiction.
- Co ty robisz? – zapytała cicho. Jej głos był mocno zachrypnięty i jeszcze drżał – Pakujesz się? – rozejrzała się po pokoju – Dlaczego? – zmarszczyła brwi i odgarnęła przeszkadzające włosy z czoła.
Alien zatrzymała się w połowie ruchu, wyprostowała i wbiła wzrok w podłogę, szukając w niej ratunku. Albo mając nadzieję, że zaraz ją pochłonie i problemy się skończą. W Piekle przynajmniej będzie cieplej. A Lucyfer ma the Sims na laptopie. I zdjęcie Angeliny Jolie jako tło pulpitu.
- Luśka, ja wyjeżdżam – mówi jednym tchem – Ja już tak dłużej nie mogę.

Past is past.
  - Kurwa. Dość kobiet. Jakoś tak na całe życie – wymamrotał do siebie, leżąc na łóżku i gapiąc się w sufit – Przydałoby się za to coś…
Nie dokończył, bo huk otwieranych drzwi rozniósł się echem po wielkim mieszkaniu.
Wojtek skulił się w pościeli, schował głowę pod kołdrą i liczył na to, że stanie się niewidzialny albo całkowicie wyparuje, co wydawało się teraz być najlepszym wyjściem z sytuacji.
- Wojtek, mordo, gdzie się chowasz? – wrzasnął Robert, wchodząc z impetem do kuchni.
Szczęsny odetchnął z ulgą, kamień spadł mu z serca, przywracając zdrowy rytm. Wygramolił się ze swojej kryjówki z niemałym wysiłkiem, usiadł na łóżku i już motywował się do wstania, kiedy nagle Lewy odezwał się ponownie:
- Zobacz tylko kogo ci przyprowadziłem!

What doesn’t kill you make you wish it did.
Skórzana kurtka, motor, czarne trampki, pojedyncza łza na bladym policzku.
Luśka była perfidnym potworem, który uwielbiał żywić się poczuciem winy innych. Uwielbiała móc wylewać całe swoje żale, a potem liczyć na to, że ktoś pogłaszcze ją po główce i powie, że wszystko będzie dobrze. W tym wypadku znaczyło to tyle, co „tak, jak ona sobie życzy”.
Luśka uwielbiała grać ofiarę, nad którą pastwią się wszyscy, którą wszyscy ranią, z którą nikt się nie liczy i na której nikomu nie zależy. Uwielbiała udawać, że decyzja bliskiej osoby sprawia jej wewnętrzny ból, a w rzeczywistości Lu po prostu bała się wszelkich zmian.
Alien to znała, Alien o tym wiedziała.
Alien stała teraz na moście z papierosem w dłoni i przeklinała w myślach swoją najlepszą przyjaciółkę, bo znowu udało jej się doprowadzić ją do stanu psychicznej pustki.
Po prostu pustki.
- Chcesz to wszystko zostawić? – pytała ją Luśka – chcesz na dobre pożegnać się z możliwościami, jakie daje ci Warszawa? 
- A co ona mi daje? – broniła się Martyna – Gówno warte jest wszystko to, co to miasto sobą prezentuje.
- Zostawisz mnie? Zniszczysz naszą prawdziwą przyjaźń, która zdarza się tak rzadko, że się o niej, cholera, bajki wymyśla? A co jeśli sobie bez ciebie nie poradzę? Wiesz, że ja potrzebuję wsparcia, zrozumienia, ciebie, Alien, bo nikt inny nie zna mnie tak dobrze, jak poznałaś mnie przez te lata ty. Wybaczyłaś mi tak wiele, zawsze. Kurde, ja wybaczyłam ci jego…
Cała jej późniejsza wypowiedź ciągnęła się w podobnym, melodramatycznym tonie. Luśka była mistrzynią tanich oper mydlanych i melodramatów klasycznych. Kurwa, dziwna, głupiutka kobiecina, udająca pępek świata. Wszystko to była jej wina. Wszystkie te pieprzone łzy.
Alien długo jeszcze próbowała się okłamywać. Skończyły się jej wszystkie papierosy, słońce już prawie zaszło, a ona dopiero wtedy wywnioskowała, że łzy, które powoli spływają po jej policzkach, są tak naprawdę łzami tęsknoty za miastem, za życiem, za egzystencją, której jeszcze nie zmieniła, ale którą niechybnie chciała zakończyć. Bez sensu, wszystko.
Czy naprawdę tak bardzo zależało jej na nowym starcie? Czy naprawdę tak bardzo zależało jej na byciu innym człowiekiem? Czy naprawdę jedyne, czego chciała, to wynieść się raz na zawsze ze wspomnień, nękających ją od dobrych kilku lat? Czy naprawdę chciała je trwale wymazać? Czy naprawdę by do nich nie wróciła…?
Alien starła łzy z policzka i zapięła kurtkę pod samą szyję. Nic jej nie da takie głupie rozmyślanie. Myślenie zawsze prowadzi do ponurych wniosków. Cholerna logika, pieprzony mózg. Dlaczego nie mogła urodzić się warzywem?

Do niektórych ludzi trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Czasem w dobrą patelnię.
Całe zło świata kumulowało się spokojnie w mieszkaniu numer 216, gdzie Wojtek Szczęsny z całych sił próbował wytłumaczyć Robertowi, dlaczego nie ma szans, żeby jego dziewczyna przenocowała właśnie tutaj.
Powody były ku temu trzy:
1.      Wojtek nawet nie znał tej niewiasty.
2.      Wojtek nie chciał poznać tej niewiasty.
3.      Wojtek nie rozumiał, dlaczego owa niewiasta nie może przenocować u Roberta.
- Powtarzam ci po raz ósmy, mój drogi gruboskórny przyjacielu, że moi rodzice wpadają dzisiaj na kolację – Lewandowski zerknął na zegarek – Dosłownie, wpadają. Dziesięć minut temu dzwonili, że będą. Zrozum, nie mogę pokazać im Swietlany!
- Niby dlaczego nie? Przecież to taka wspaniała kobieta! – skwitował cierpko Wojtek.
Rzeczywiście, Swietlana bezsprzecznie była urocza, śliczna i zgrabna, szkoda tylko, że wcale nie była inteligentna. Robert znalazł ją w klubie, przywłaszczył sobie, a teraz odkrył, że będzie mu zawadzać, kiedy usiądzie przy kominku z rodziną i poopowiada im o swoich niemieckich przygodach.
- Ona nie ma swojego mieszkania?
- Nie ma. Jest z Ukrainy.
- To oddaj ją Kubie Wojewódzkiemu.
- Hej, hej, stary – Robert zmarszczył brwi – Nie zaczynaj. Potraktuj to jako przyjacielską przysługę, odwdzięczę ci się…
Wojtek westchnął ciężko i nagle poczuł się słaby. Cała złość opuściła jego zatruty organizm, a jej miejsce zajęło zwykłe wyczerpanie. Nie tak miało być. Wrócił do Polski, żeby odpoczywać, żeby zregenerować siły po sezonie, żeby wreszcie się wyspać, żeby naładować baterie. I co?! Cała Polska miała to gdzieś.
Chłopak oparł się plecami o ścianę i ukrył twarz w dłoniach. Jeszcze raz odetchnął głęboko, a potem spojrzał zza palców na wielkie, błagalne oczy Bercika i całą tę jego „resztę” wysportowanego ciała.
- Słuchaj, wredna paskudzino – zaczął grzecznie i taktownie – Tutaj nie chodzi o to, że ja nie chcę przenocować Swietlany, bo jestem skończonym dupkiem i za nic mam naszą przyjaźń, ale ja nie mam dzisiaj siły na niańczenie jakiejś tam Rosjanki, bo ty się martwisz swoimi starymi…
- Ukrainki – sprostował Lewy, przerywając.
- Ten sam blok – uciął krótko Wojtek i wrócił do swoich głębokich przemyśleń: - Wiesz, ile starych znajomych mnie dzisiaj odwiedziło? Dwóch. Właściwie to dwoje. Właściwie to już nie wiem, jak mam tą „dwójkę” odmienić, żeby pasowała do rodzaju żeńskiego.
- Angielski zawirował ci językiem?
- Głupi żart, z wiekiem stajesz się coraz mniej śmieszny.
- Ty stajesz się za tępy na docenienie mojej błyskotliwości.
Ach, ta męska przyjaźń.
- Pochwal się. Alien była? – Robert wyszczerzył się głupkowato, wymownie poruszając brwiami.
- Była. Walnęła mnie w brzuch i zwiała…
- Co? – Lewandowski cudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.
- …a potem wpadła tutaj Luśka – kontynuował Szczęsny – i mnie spoliczkowała. Mocno. Przez dobre piętnaście minut patrzyłem w lustrze, jak znika ślad.

Maybe I don’t cry but it hurts.
Maybe I won’t say but I feel.
Maybe I don’t show but I care.
Dwadzieścia minut zajęło Robertowi uspokojenie się. Wojtek nie widział zupełnie nic śmiesznego w swoim bólu, ale najwyraźniej jego przyjaciel miał całkiem odmienne poczucie humoru. Bardzo odmienne. Specyficzne. Bydlak. Śmiał się z jego bólu.
- Najświętsza panienko – Bercik trzymał się za brzuch i chybotał niepewnie na kuchennym krześle – Ile ja bym dał, żeby to zobaczyć.
- Śmieszne jak złoty pięćdziesiąt – burknął Szczęsny, stojąc przy oknie i patrząc w przestrzeń.
- Obie cię znokautowały. Dziecino, ile ty masz lat? Dziesięć? Dwie babki dały ci radę? A gdzie twój refleks?
Wojtek przez chwilę zaciskał mocno wargi, a potem wreszcie wyrzucił z siebie to, co ciążyło mu na sercu:
- Całowaliśmy się.
Lewandowski zamilkł. Krzesło z hukiem uderzyło o kuchenną podłogę. Oczy zamieniły się w dwa spodki i patrzyły nieprzytomnie na przyjaciela. Usta zaczerpnęły powietrza. Dłonie zacisnęły się w pięści na stole. Czas zamarł.
A kiedy na powrót ruszył, Robertowi wyrwało się:
- Cholera jasna, Wojtek! Tylko nie znowu!
Szczęsny parsknął ponurym śmiechem. Oparł dłonie na blacie i pochylił się, próbując złapać równowagę. Nie czuł już właściwie nic. Zaraz po wyjściu Alien był zagubiony, potem przyszła Luśka i poczuł się jak ostatnia szuja, gdy tylko zobaczył ją w progu. Zdesperowany, patrzył przez dobre kilkanaście minut na odcisk jej dłoni na swojej twarzy. Czuł ból, ale psychiczny. Czuł się jak dupek. Skurwiel. Ostatni drań. Najobrzydliwszy z mężczyzn. Chciał zniknąć, nie istnieć, wrócić na Wyspy i udawać, że problemów nie ma. Ale to by ich nie rozwiązało – już się o tym przekonał. Teraz był wyczerpany, po prostu. Szczególnie, że kontuzja w łydce jakoś nad wyraz intensywnie dawała o sobie znać w ciągu ostatnich godzin.
- Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie – poprosił poważnie Robert.
- Nie wyjdę za ciebie.
Lewandowski przez chwilę nawet nie mrugał.
- Kurwa, Wojtek i kto tutaj rzuca kiepskie żarty?! – uderzył się otwartą dłonią w czoło – Z którą się całowałeś, burżuju?
Wojtek posłał mu przez ramię zdziwione spojrzenie.
- No z Alien, a co?
Bercik odetchnął z ulgą, wygodnie się opierając.
- To pół biedy. Z nią jakoś to załatwimy.
- O co ci…?
Nie dokończył, bo przerwał mu dzwonek do drzwi.

I don’t know why I am the way I am
Błąd. Błąd. Błąd.
Droga Alien, jesteś maniaczką autodestrukcji.
Niepoprawną wariatką, totalną szajbuską, idiotką z zaburzeniami normalnego funkcjonowania mózgowia. I nie myślisz przyczynowo – skutkowo, mistrzu.
Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z konsekwencji tego, co się zaraz wydarzy?
Otwierał drzwi niepewnie, a gdy tylko zobaczył za nimi jej sylwetkę, pobladł.
- M-Martyna? – wydukał niepewnie, cienkim głosikiem, przerażony.
- Nie mam na to czasu – poinformowała go, wchodząc do środka. Zatrzasnęła za nim drzwi i rzuciła mu się na szyję, nie zważając na to, jak zareaguje. Zmiażdżyła jego usta swoimi, oplotła jego ciało ramionami, przylgnęła do niego mocno i pozwoliła swojemu umysłowi nie myśleć, a działać.
Instynktownie złapał ją, przytrzymał przy sobie i oddał pocałunek. Był czysto zszokowany – nie myślał logicznie – prędzej spodziewałby się wizyty kosmitów albo Eskimosów. Albo kiboli Legii Warszawa.  
- Zaczekaj, zaczekaj – wyszeptał pospiesznie, gdy tylko udało mu się ją od siebie oderwać – Nie możemy…
- Zamknij się – warknęła, dłońmi sięgając zapięcia jego paska – Miałeś rację, musimy iść do łóżka.

If karma doesn’t hit you,
I fucking will
Ponownie odcięła mu dostęp powietrza, przyciągając go do siebie. Co z tego, że była sporo niższą, bardziej wątła i zdecydowanie słabsza? Co z tego, że ostatnim razem go uderzyła, że zostawiła go samego w swoim zagubieniu, że miała go dość, że przeklinała każdy dzień spędzony z nim? Przecież smakowała czystym pragnieniem, tęsknotą i desperacją. Była skłonna oddać mu się w korytarzu, tutaj, gdzie przyciskała go teraz do ściany. Była skłonna wznosić się w jego ramionach. Była skłonna wrócić z nim do momentów, kiedy było im razem tak bardzo dobrze. Kiedy wszystko było prostsze i żadne z nich nie musiało się martwić.
Ale Alien nie myślała trzeźwo, Wojtek wciąż był zagubiony, Robert siedział w kuchni, a Swietlana w salonie.
- Alien, Alien, nie, przestań – złapał ją za ramiona i odsunął od siebie.
Popatrzyła na niego tak intensywnym spojrzeniem, że zadrżały mu kolana. Patrząc mu w oczy, zaczęła rozpinać swoją kurtkę.
Szybko powstrzymał jej ręce.
- Czekaj, proszę – pokręcił głową, starając się uruchomić swoje szare komórki – co ty tutaj robisz?
- Przyszłam, żeby wyjaśnić nasze niedokończone sprawy – stwierdziła hardo, prostując się dumnie.
- W łóżku? – skrzywił się, nic już nie rozumiejąc.
- Od czegoś trzeba zacząć, nie? – wzruszyła ramionami.
- Ale… Ale…
- Wojtek?
Robert. Ten to ma dopiero wyczucie czasu.
- O, cześć, Martyna.
Robert. Ten to ma dopiero gadane.
- Skoro już tutaj jesteś, to może pogadamy w trójkę o tym, jak to trujecie sobie sobą życie, co?
Robert. Ten to jest, kurwa, mistrzem aluzji i delikatnych sugestii… 



Bercik, ty żartownisiu : O
dziwne te kobiety . takie zmienne . dobrze, że jestem Świetlikiem. O,O

11 komentarzy:

  1. Końcówka mnie zmiotła. Nie no, kurde. Ja myślałam, że to będzie kolejne nudne opowiadanie z Brcikiem w tle, a tu kurwa zonk. No zaskoczyłaś mnie.
    Co do Wojtka i Alien ... Weź ty kobieto wrzuć ich w końcu do łóżka. Ileż można czekać?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, to nie jest moja wina, że Robert im cały czas przeszkadza . : P

      Usuń
    2. To weź go zamknij w szafie, czy coś .. :D

      Usuń
    3. w szafie? he . he he he he he . he he - szatański śmiech . XD

      Usuń
  2. ,,Skórzana kurtka, motor, czarne trampki, pojedyncza łza na bladym policzku" - wszystko ładnie, pięknie tylko... Skóra i trampki razem? :P
    A mnie się najbardziej podobał początek :)
    Pozdrawiam, czekam na szybkie nowości
    adf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to... nie można tak ? O.O Zrobiłam research i 9 na 10 bloggerek to poleca : D

      Usuń
  3. Myślę, że trampki i skóra to całkiem dobry pomysł- trendy się ciągle zmieniają ;) Popieram koleżankę z góry- też myślę, że ci dwoje w końcu powinni wylądować w łóżku- może tam się dogadają w końcu :) Proponuję wysłać Robercika z nową przyjaciółką na kolację z rodzicami , spacer ... wszystko jedno... byle by tych dwoje zostawił w spokoju na chwilę :) Czekam na następny i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam, też mi się wydaje, że trampki+skóra to spoko sprawa. chodziłabym, zdecydowanie. : D
      Kurczę, coś w tym jednak jest - wszystkie konflikty najlepiej rozładowuje się w łóżku . <3

      Usuń
  4. Beeeeercik <3 Tak się dopraszałam i się doprosiłam - dziękuję <3

    Bardzo się obawiałam, że Alien wróci i natknie się na samą Swietlanę, bez Roberta. Dość by to było oklepane i przewidywalne, dlatego cieszę się bardzo, że Robert jednak jest obecny, nawet ze swoim wyczuciem czasu, elokwencją i subtelnością. Poza tym, jeśli Wojtek i Alien nie potrafią sami dojść ze sobą do porozumienia, to może potrzebna jest im pomoc Bercika, który porządnie nimi wstrząśnie. A potem na niego nakrzyczą, wyrzucą z mieszkania razem z jego wspaniałą dziewczyną i przeniosą się do sypialni, załatwiać sprawy po swojemu :D

    Lucyfer z całą pewnością ma na pulpicie zdjęcie Angeliny. Uch, jestem prawdopodobnie jedynym człowiekiem na świecie, ale muszę powiedzieć, jak bardzo jej nie lubię, jak mnie denerwuje i jak ani trochę mnie się ona nie podoba.

    If karma doesn’t hit you, I fucking will -> A to sobie powinnam chyba wytatuować.


    Żadna ze mnie szafiarka (z kim ja się koleguję, że znam takie słowa?), ale jak dla mnie skóra i trampki to bardzo zgrany duet. Ale co ja tam wiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahoj, też się cieszę z tego, że Bercik został, bo ja go lubię bardzo. Fajnie się na niego wpada i w ogóle, fajnie się na niego natknąc, napotkac, cokolwiek. Wyczucie czasu też ma według mnie idealne. No mistrz.

      Skarbie, ja mam dowody na piśmie, że on na panią Jolie wpatruje się, gdy tylko włączy Windows. Ha! - i mi też się nie podoba <3


      Pjona ludzi modowo biernych!

      Usuń
    2. Bo Bercik w ogóle jest całkiem fajny chłopak. Chętnie bym się na niego natknęła :)

      Nie wiem, skąd te dowody, ale w nią, to tylko on się może tak nieustannie wpatrywać.
      Ha! - i kocham Cię jeszcze bardziej <3

      Pjona! Muszę kupić nowe trampki, tak a'propos mody.

      Usuń