sobota, 25 stycznia 2014

0000000000000000000000004:


NEVER lie to someone who trusts you
NEVER trust someone who lies to you
Otworzył jej, zanim jeszcze zapukała.
- To ty – zauważył odkrywczo, zszokowany jej widokiem. Stała niespokojnie przed drzwiami, ubrana w ciemne dżinsy i grubą, przemoczoną nieco bluzę. Włosy związała niedbale, nie umalowała się, miała zacięty, ale smutny wyraz twarzy i zaczerwienione oczy. Była zmęczona. On był zagubiony.
- Też miło mi cię widzieć – stwierdziła cierpko, mijając go w drzwiach i tym samym dając mu do zrozumienia, że nie ucieknie. Zmuszony będzie odbyć z nią poważną rozmowę. Męską rozmowę. Z kobietą. Przełknął głośno ślinę.
- Właśnie wychodziłem, żeby podrzucić ci… - nie skończył, sztywnym ruchem wręczył jej skórzaną kurtkę.
Nie podziękowała. Złapała kurtkę w dłonie, odwróciła się i ruszyła do kuchni. Rzuciła ubranie na pusty stolik, usiadła na blacie przy oknie i otworzyła je na oścież. Zimne powietrze przesiąknięte zapachem burzy wtargnęło do środka nagle, stojący w progu Wojtek zadrżał. Był boso, w dżinsach i w starym treningowym podkoszulku Arsenalu. Obserwował ją uważnie, gdy wyciągała z kieszeni spodni papierosa i trzykrotnie usiłowała go zapalić. W końcu schowała zapalniczkę i zaciągnęła się długo i mocno. Spojrzała na krople deszczu, znikające w kałużach kilka pięter niżej i zapragnęła nagle być właśnie taką kropelką i rozpływać się, przestawać istnieć. Przymknęła powieki i skupiła się na tym uczuciu, wydmuchując dym, gdy nagle poczuła silne ramiona obejmujące ją w pasie i twardą klatkę piersiową, przytulającą się do jej pleców. Zadrżała, ale miała nadzieję, że to przez chłód powiewu wiatru.
Eh, kogo ona próbowała oszukać?
- Puść mnie – zażądała, przestając na chwilę oddychać.
Czuł zapach papierosa, cynamonu, rodzinnego domu i prawdziwej wolności.
- Ty palisz, ja cię przytulam – mruknął jej do ucha, przypominając układ. Znalazł się niebezpiecznie blisko, na tyle, by utrudnić jej sprawne funkcjonowanie. Zgasiła papierosa, wyrzucając niedopałek przez okno, uderzyła go łokciem i wygramoliła się z objęć, stając twardo na podłodze.
- Już – powiedziała ostro, krzyżując ramiona i spoglądając na niego z pogardą.
Wojtek włożył dłonie do kieszeni, bo bał się, że w końcu nie wytrzyma i rzuci się na nią. Zmusił się do łobuzerskiego uśmiechu i udawał, że wcale go to nie poruszyło.
- Co jest? Tylko nie mów, że ci się nie podoba…
- Musimy porozmawiać – nie miała ochoty komentować jego głupiej uwagi.
- Tak – zgodził się – Dziękuję. No wiesz, za noc – wytłumaczył pokrętnie, gdy zmarszczyła brwi. Wzruszył ramionami, cofnął się o krok i oparł o blat – Słucham. O czym chcesz rozmawiać?
Przewróciła oczami i zajęła miejsce dokładnie po drugiej stronie pokoju.
- O nas.

Słowo „przepraszam” jest jak plaster
– to, że go użyjesz,
wcale nie oznacza, że rana zniknie.
Wojtek długo wpatrywał się w okno, z uporem ignorując jej gorące spojrzenie. Czekała, aż coś powie. Aż drgnie, ruszy się, westchnie głęboko, wzruszy ramionami albo chociaż przewróci oczami, jednoznacznie ją wyśmiewając. „Jacy ‘my’? – miał według niej powiedzieć - Przecież my nigdy nie istnieliśmy w ten sposób. My tylko egzystowaliśmy we wspólnej przestrzeni – nigdy razem, Alien. Obudź się. Chcesz zastanawiać się nad dalszym sensem swojego własnego urojenia? Czegoś, czego nigdy nie było?!”
Ale nie takie były jego słowa, zupełnie nie:
- Wiesz, pamiętam, że kiedyś bardzo lubiłem budzić się i myśleć, że mogę cię przypadkiem spotkać – westchnął, wciąż spoglądając w okno – Fascynował mnie każdy twój ruch. Twoja wyrazistość – uśmiechnął się lekko – Twoja mimika. To jak marszczysz nos i mrużysz oczy, wściekając się na mnie. To jak opadają twoje ramiona, gdy ciężko wzdychasz. To jak niedbale odrzucasz na bok włosy i spoglądasz z góry na innych, chociaż jesteś niższa od większości z nich. To jak uśmiechasz się po kryjomy, myśląc, że nikt nie patrzy. To jak ukradkiem słodzisz herbatę dwukrotnie, bo oficjalnie nie lubisz cukru, ale faktycznie nie możesz bez niego żyć.
Już z pierwszym jego wypowiedzianym słowem przestała wypalać ostrym spojrzeniem dziurę w jego sercu. Spuściła głowę, spoglądając na swoje buty i kafelki w kuchni, dłonie zajęła szarpaniem nitek wystających ze szwów koszulki, ale jej psychika nie była taka łatwa do oszukania - nijak nie potrafiła zignorować tego, co do niej mówił, chociaż bardzo się starała.
Zamarła, gdy znowu się odezwał.
- Przepraszam, Alien.
Nawet nie drgnęła, gdy bardzo wolno ruszył w jej kierunku.
- Zniszczyłem coś, co było między nami wtedy – ciągnął – ale nie myśl sobie, że było mi łatwo. Miałem wybór i go dokonałem, Alien. I nie żałuję decyzji – mówił cicho, bo przychodziło mu to z trudem – Nigdy nie roztrząsałem tego, co działoby się, gdybym jednak został, czy wciąż byśmy się kochali, czy to miałoby jakiś sens, wtedy… Nie żałuję tego, że pojechałem do Anglii. Żałuję tylko, że nie zabrałem cię ze sobą.

Choćby nie wiadomo jak płynnie człowiek władał językiem,
to zdarzają się sytuacje,
w których nijak nie może wyrazić tego,
 co chce powiedzieć.
- Po co mi to mówisz? – wychrypiała.
- Powinnaś wiedzieć.
Uniosła dłoń i powstrzymała go gestem, nim zdążył znaleźć się za blisko jej rozpalonego ciała i zagubionego umysłu.
- Mieszasz mi w głowie – przyznała się – Nie o tym chciałam rozmawiać.
Czekał.
Westchnęła.
Czekał.
Uniosła wzrok.
Błagał choćby o jedno słowo.
- Co? Co mam ci teraz powiedzieć? – przewróciła oczami – „Dobrze, Wojtek, wszystko jest dobrze”. Nie jest. Ty jesteś tu, moje serce jest w potrzasku, rozrywa mnie na kawałki, prawie nie istnieję i wciąż cię nienawidzę. Zniszczyłeś moją nadzieję, zniszczyłeś coś bardzo pięknego, co mogło trwać i trwałoby, gdyby tobie nie poprzewracało się w tej psychicznie chorej dupie…
- Alien.
- Przepraszam. Tylko za to, że przeklinam. Zapalę jeszcze – spojrzała na niego ostro – Ale mnie nie przytulisz.
Trzymał dłonie w kieszeniach, uważnie śledząc każdy jej ruch, gdy wyciągała z kieszeni papierosa.
- Miałaś zerwać z nałogiem – przypomniał jej mimochodem.
- Miałeś mnie kochać – nie mogła się powstrzymać.
Zabolało go to, uderzyło w samo serce. Tak, pamiętał o umowie i o tym, jak łatwo przyszło mu ją zerwać.
- Kochałem cię, Alien.
Zamknęła oczy, zaciągnęła się i wypuściła dym w jego stronę.
- To nie była miłość, jakiej wtedy potrzebowałam – poinformowała go – Wtedy taka nie była.
- A teraz?
- Teraz jej nie potrzebuję – wzruszyła ramionami – Poza tym, miłości już nie ma. Sama nie wiem, po co tu przyszłam.
- Chciałaś porozmawiać.
- Chciałam ci powiedzieć, że już dla mnie nie istniejesz. Wyjeżdżam.
Ruszył w jej kierunku.
- Chyba żartujesz, dlaczego?!
Odsunęła się pośpiesznie w tył.
- Bo mogę. Bo chcę. Bo mam cię dość – wyliczała z groźną iskrą w oczach.
- To idiotyczne – zmarszczył czoło, przyglądając się jej mimice – Przecież ja nie zostanę tutaj długo – przypomniał.
- Kolejna wada.
- Przestań. Nie wiem już, czego chcesz.
- Witaj w klubie, ja też nie wiem. Widocznie urodziłam się po to, by utrudniać ci życie.

zanim przemówisz – posłuchaj
zanim zareagujesz – pomyśl
zanim wydasz – zarób
zanim się poddasz - spróbuj
- Bardzo możliwe – przyznał jej rację po dłuższym milczeniu – Ale ja to lubię. I nie zamierzam pozwolić ci odejść tak łatwo.
Uniosła brew, zaciągając się nerwowo papierosem.
- Co znowu? – wymamrotała i warknęła, nim zdążył jej odpowiedzieć: – Musisz wszystko komplikować? To takie u ciebie typowe i irytujące. Ja mam już wszystko mniej–więcej poukładane. Nienawidzę cię, wyjeżdżam, zamykam jakiś rozdział w swoim życiu, nareszcie, nawiasem mówiąc i jestem z tego bardzo, ale to, kurwa, bardzo zadowolona. Chcę zapomnieć o wszystkim, poza Luśką, bo ona jedna trzyma mnie przy jako takim zdrowiu psychicznym. I ja to, kurwa, zrobię, bo mam dość ludzi, którzy rządzą moim życiem i wydaje im się, że wiedzą lepiej. Ja się już nie będę bawić w te chore gry, nie będę pionkiem i przede wszystkim, nie pozwolę, byś znowu coś spieprzył, kochany.
Nie udało jej się.
Wojtek, spanikowany i zagubiony, rzucił się na nią szybkim ruchem, przygwoździł do ściany, zamknął w swoich ramionach i pocałował żarliwie. Tęsknota, pożądanie, cierpienie – prawdziwe, mocne uczucia, których nie mogła zignorować. Desperacka próba ratunku dla nich obojga.
Czuła się jak w domu. Jakby nagle do jej życia powróciło coś, czego bardzo długo brakowało. Kompletna i spokojna, spełniona. Bezpieczna. Prawdziwa. Jego ramiona oplatały jej ciało, zabraniały próby ucieczki, przytulały mocno do siebie w sposób, który pozwalał jej wyczuwać wszystkie jego mięśnie – każde drgnięcie, każdy ruch. Nawet jeśli chciała walczyć, wszystkie opory zniknęły. Została tylko fizyczna reakcja i emocjonalna rozsypka. Ale w tej chwili było jej tak dobrze, tak dobrze!
Skupiła całą swoją chęć walki z nim na namiętności i pasji uczuć, tlącej się między nimi. Zignorowała głosik z tyłu głowy, który wytykał, że postępuje wbrew sobie. Jak mogła niby to robić, skoro w jego uścisku wreszcie czuła się żywa? Alien - teraz zupełnie nie obca.
Już prawie zapomniał, jak wspaniale potrafiła całować. Jak nie poddawała się, walczyła, kusiła i jednocześnie prosiła o więcej. Jednym ruchem, drgnięciem, szeptem, uderzeniem serca. Słodycz jej osoby doprowadzała go do szaleństwa. Czuł jej drobne, chude ciało przy swoim i nie myślał już racjonalnie. Uczepił się tego momentu, nie chcąc pozwolić mu minąć. Najlepiej nigdy. Jeśli przestaną, jeśli się rozdzielą, wszystko zniknie – tego się bał. Nie chciał ponownie tracić czegoś ważnego. Zrobiłby teraz dla niej wszystko. Oddałby jej cały świat, byleby tylko została.
- Skreślasz nas na starcie – usłyszała cichy szept i dopiero wtedy zorientowała się, że wciąż jest bardzo blisko, ale już jej nie całuje – Myślisz, że to dobre rozwiązanie? – ich usta dzieliły milimetry, gdy mówił, czuła jego słodki oddech i lekko muskające jej skórę wargi – Tym razem to nie skończy się tak szybko, tak przykro.
- Co? – zmarszczyła brwi, nic już nie rozumiejąc. Serce wciąż szalało, krew pulsowała, w głowie się kręciło, a on mówił jej, że nie ma racji, że się nie zgadza i wciąż trzymał ją przy swoim ciele, co skutecznie uniemożliwiało jej racjonalne myślenie – Nie rozumiem… Nic już nie rozumiem.
- Alien, nie jedziesz nigdzie. Zostaniesz tutaj i… - zerknął na zegarek – będziesz ze mną. O tak.
- Co?!
- Tak – przytaknął sobie pewnie, jakby był geniuszem.
- Wojtek, to jest…
- Genialne.
- Idiotyczne – pokręciła lekko głową i chciała coś dodać, ale zamknął jej usta szybkim, namiętnym pocałunkiem.
- Dasz nam szansę – uprzedził ją – Pozwolisz mi pokazać ci, jak dobrze może być nam razem, bo nie mam zamiaru z ciebie rezygnować, Alien. Więc nie kłóć się, nie zaprzeczaj i nic już nie mów. Chodź ze mną.
- Gdzie?
- Pójdziemy do łóżka.



trochę ckliwie, nie? wszystko wina starych piosenek i mojej styczniowej melancholii. rozdział był napisany już dawno temu, sama nie wiem, dlaczego musieliście na niego tak długo czekac. przepraszam, możecie mnie za to zbesztac. dzisiaj tylko go sprawdziłam i dodałam, ale jeśli gdzieś jeszcze wkradł się jakiś dziki błąd, wybaczcie.
w ramach rekompensaty otrzymujecie elitarne zaproszenie TUTAJ - tak, czujcie się wyróżnieni.
zapraszam do obserwowania mojego wątpliwego talentu pisarskiego na http://swietlikowawioska.blogspot.com/

7 komentarzy:

  1. Niech to będzie piękny początek pięknej historii :)
    Błędów nie zauważyłam, a stare piosenki są najlepsze <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne. Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój internet jest chyba na baterie słoneczne i mi się kończy późnymi wieczorami...

    Jest cudownie ckliwe <3 Wojcieszku, jestem z Ciebie dumna!
    Ani Alien, ani tym bardziej Wojtek nie skojarzyliby mi się z Haliną Kunicką. Ale proszę - pasuje :) I przypomniało mi po raz kolejny o tym, że stare piosenki są fenomenalne i (gdy tylko ma się internet) warto je włączyć do repertuaru. Co też robię, śpiewając przy tym głośno i przepięknie (taaak :P).

    Wspaniale się akcja potoczyła, mam nadzieję, że nic im się w tych "psychicznie chorych dupach" nie poprzewraca. Chociaż na pewno nudno nie będzie. Czekam z niecierpliwością i dopraszam się o więcej Roberta, bo są z Wojtkiem idealni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ekologiczny Internet, no proszę : D
      Wojtek i Alien dziękują, Robert będzie robił co w jego mocy, ale nic nie obiecuje, a Halinka chyba jest dumna, że ktoś odgrzewa jej przeboje. <3

      Usuń
    2. Ze mnie Halinka jest dumna... Może nie często, bo już nie aż tak, ale bywa od czasu do czasu. Zresztą razem z Grażyną i paroma jeszcze ziomeczkami. O matulu, ale jestem stara chyba już...

      Usuń
    3. Mogłabyś chociaż spróbować być miła i powiedzieć, że wcale nie :P
      Młodszych muzyków też słucham.

      Usuń