czwartek, 19 grudnia 2013

0000000000000000000000002:

Przedstawienie musi trwać.
Takie jest prawo w tym zawodzie.
Wszystko się może walić,
Serce ci pęka,
A ty pudrujesz twarz,
Uśmiechasz się i grasz dalej.
Alien usiadła prosto na krześle i z płomieniem w oczach wpatrywała się w jego łobuzersko uśmiechnięte oblicze.
- Ty diable. Jesteś upośledzony – wysyczała przez zęby – Nigdy więcej nie waż się mnie tak nazywać – zastrzegła – Nie jesteśmy rodzeństwem.
- Technicznie rzecz biorąc…
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie, kurwa!
Skrzywił się i wstał.
- Nie przeklinaj – rozkazał, podchodząc do niej – Nie znoszę tego. Szczególnie u ciebie.
- Nie dotykaj mnie – zazgrzytała zębami, gdy wyciągnął dłoń w jej kierunku. Nie posłuchał, kucnął tuż obok jej krzesła i ze spokojem pogłaskał ją po policzku. Widział, jak rumieni się z emocji – ze złości, przede wszystkim, ale także z ekscytacji. Opuszkiem palca sunął wzdłuż linii jej szczęki, dotknął ust i spojrzał jej w oczy. Siedziała zupełnie nieruchomo i walczyła ze sobą wewnętrznie. Widział to. Odsunął dłoń.
- Mylisz się, skarbie – odezwała się w końcu bardzo cicho – Bardzo się zmieniłam.
Wstała. Wyszła, zostawiając go w zupełnym zagubieniu.
Bardzo dobrze, sama była rozdarta na tysiące kawałków.
Teraz już uświadomiła sobie, po co do niego przyszła. Tęskniła za nim, za każdym momentem z nim spędzonym, za każdą chwilą, za każdym oddechem, za każdym wspólnym rytmem serca, za każdym gwałtownym porywem i za każdym delikatnym dotykiem. Sęk w tym, że już dawno temu postanowiła z tym skończyć - z NIM skończyć.
Gdy tylko znalazła się na klatce schodowej, biegnąc w dół, wyjęła papierosa i odpaliła go. Zaciągnęła się głęboko. Mogłaby śmiało prowadzić zajęcia na temat toksycznych związków, znała je bardzo dobrze. Tylko w takie się emocjonalnie angażowała. Robiła to podświadomie, miała pecha. Pierwszy chłopak nauczył ją palić. Drugi całkowicie zniszczył jej pewność siebie. Wojtek sprawił, że przestała żyć marzeniami. A ten ostatni, Rysiek, całkowicie zhańbił męską część świata i przekreślił ją w oczach dziewczyny.
Wkurzyła się. Warszawa była zimna, ciemna i niebezpieczna. Ten piłkarski laluś mógł ruszyć tyłek i ją odwieźć… Nie, może to nawet lepiej, że nigdzie się nie ruszał. Wolała być teraz sama. Jeszcze mogłaby go przypadkiem uszkodzić, na przykład pięścią. Była do tego zdolna. Kiedyś trenowała boks.   
Rzuciła niedopałek za siebie, nie troszcząc się o to, gdzie spadnie. Biegła brudnymi ulicami, na skróty. Była przerażona, ale złość, gniew i ból dodawały jej siły. Nie chciała płakać i obiecała sobie, że tego nie zrobi. Chciałaby go tylko przytulić, a jednocześnie miała ochotę kazać mu się spakować i wracać sobie do tej swojej Anglii, gdzie jest wystarczająco daleko, by ona mogła spokojnie oddychać.
Wchodząc cicho do swojego bloku, sprawdziła skrzynkę. Tylko jeden list. Dla niej. Od Mariki z Niemiec. Bardzo dobrze.
Niech Wojtek sobie tutaj zostaje. Może to ona wyjedzie. 

To bardzo ciekawe,
jak można nie zamienić z kimś słowa
miesiącami i latami,
 mimo że codziennie się o tej osobie myśli.
Śniło mu się, że było tak, jak kiedyś.
Był jeszcze młodym chłopakiem, jego jedyną miłością była piłka nożna, ale zauroczony był zupełnie czymś innym. To „coś” miało długie nogi, opaloną twarz, bystre oczy i podły charakterek, ale uśmiechało się najpiękniej na świecie i potrafiło być zadziwiająco milutkie, gdy wręczyło się mu masło orzechowe. Słodka Alien.
Nikt właściwie nie był pewien, skąd wzięło się jej przezwisko i dlaczego tak łatwo je zaakceptowała. Nienawidziła, gdy mówiło się o niej „Martynka”. Zbrodnią było zdrabnianie tego do „Tynka” albo „Mary”. Pobiciem groziło nazywanie jej „Kochaniem” czy „Skarbem”. Zawsze była Martyną, ale pewnego dnia do ich domu niespodziewanie wpadła Luśka, ucałowała go namiętnie, na co odpowiedział biernie, jak zwykle, a potem zaczęła trajkotać. Niewiele można było wyłowić z natłoku słów, ale w pewnym momencie padło właśnie „Alien”, które potem uczepiło się Martyny i nie dawało spokoju.    
Wojtek był zawsze Wojtkiem, Luśka to Luśka, a Martyna stała się Alien i bardzo to do niej pasowało.
Doskonale pamiętał, jak ciężko było mu przyznać się przed Alien, że lubi ją bardziej niż powinien. Z jednej strony był świnią, w końcu chodził z jej przyjaciółką. Ale co z tego, skoro w ogóle jej nie kochał? Nie odczuwał nic, gdy go dotykała, a co dopiero, gdy się całowali. Kiedy Alien była obok, kiedy tylko przelotnie go dotykała, niewinnie i niespodziewanie, zupełnie bez podtekstu, czuł, że płonie. Potem, gdy się kochali, czuł, że się spala. Ale to był prawdziwy ogień, a Luśka miała problem wzbudzić w nim choćby płomyk.
Formalnie nie byli razem nigdy. Formalnie byli rodzeństwem. Zupełnie niespokrewnionym więzami krwi, ale jednak rodzeństwem. Teoretycznie nawet się nie kochali. Alien nie kochała, on… sam nie wiedział. Chyba nie kochał. Nie, na pewno nie. Nie mógł jej kochać.
Tak sądził. Tak mu się wydawało. A potem zaczął tęsknić. I nic już nie rozumiał.

Są chwile,
które nigdy nie wrócą,
lecz w pamięci trwać będą wiecznie.
Alien doskonale pamiętała, jaki był ich pierwszy raz. Pierwszy raz, gdy się spotkali. Mama Wojtka powiedziała:
- Wojtuś, chciałabym ci kogoś przedstawić…
Tata Alien powiedział:
- Martyno, poznałem kobietę…
Rozwódka i wdowiec, oboje posiadający całkiem spory bagaż doświadczeń, oboje po czterdziestce, oboje z nastoletnimi dzieciakami, które właściwie nie miały nic przeciwko. Wojtka to nie interesowało, bo miał piłkę, Martyna miała gdzieś, z kim sypia jej ojciec, bo miała farby. Wtedy jeszcze ponad wszystko to kochali. Później zaczęli kochać się ze sobą i pędzel pozostał bierny – Alien przestała malować.
Byli tak słodko naiwni. Sami w wielkim domu od bardzo długiego czasu. Nie chcieli rozmawiać o niczym, za dużo było kłopotów dookoła, a chwila była za piękna, by zastanawiać się nad jej konsekwencjami. Całowali się nieśmiale, dotykali się z wypiekami na twarzy, odkrywali się nieporadnie, jak to dzieciaki. Ile wtedy mieli? Po szesnaście lat.
Mimo całego tego zawstydzenia, naprawdę było im razem dobrze i jeśli już to wspominali, to z uśmiechem. Oboje. Nieważne, jak dawno temu to było, ile od tego czasu się zmieniło, jak bardzo oni się zmienili, wtedy połączyło ich coś niezwykłego, wspólny sekret, wspólna zbrodnia, wspólne morderstwo niewinności.
Nieważne jak bardzo zagmatwane życie było teraz i jak intensywne uczucie żywili do siebie kiedyś, tego wspomnienia nie dało się znienawidzić, chociaż może próbowali. Wspomnienie było za piękne.   

Czasem wszystko, co musisz zrobić,
 to zapomnieć o tym, co czujesz
i pamiętać o tym,
na co naprawdę zasługujesz.
Robert wysiadł z taksówki, kazał kierowcy zaczekać i pognał na górę, do mieszkania 216. Zapukał grzecznie, ale wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź. Czyli dokładnie tak, jak robił zawsze.
- Wojtek? – zawołał, a Szczęsny niemrawo wygramolił się z łazienki w samych bokserkach.
- Cześć, Bercik – ziewnął i przeczesał dłonią włosy, starając się jako tako wyglądać.
- Stary – Robert pokręcił głową z politowaniem – co ty robiłeś cały dzień?
- Spałem – jego przyjaciel nieporadnie wzruszył ramionami, a Lewandowski uśmiechnął się łobuzersko.
- Rozumiem… - wymownie poruszył brwiami.
- No co ty… - Wojtek przewrócił oczami – Sam spałem. Zmęczony byłem. Dalej jestem. Czuję się jak koniec świata. Moje uczucia są połamane i zadeptane. Po mojej głowie galopuje stado owiec. Moje mięśnie praktycznie nie istnieją. Wiesz jak liga angielska potrafi wykończyć człowieka? To nie to samo, co jakaś tam Bundesliga – burknął, a jego niemiecki był tak nieudolnie zabawny, że obaj parsknęli śmiechem. 
- Stęskniłeś się za mną? – zasugerował Bercik.
- Usychałem z tęsknoty – Wojtek przeszedł wolno do sypialni i stanął na wprost ogromnej szafy. Robert w tym czasie przeszedł do kuchni i odruchowo zaczął przeglądać zawartość lodówki swojego przyjaciela.
- Pośpiesz się – zauważył od niechcenia – Na dole czeka taksówka. Jak noga?
- Chodzę. Przyjechałeś po mnie limuzyną? – zażartował Szczęsny, wkładając koszulkę i zapinając ciemne dżinsy – Jesteś taki niesamowity. Musisz mnie naprawdę kochać...
- Spadaj. Ty płacisz.
- Skąpiec.
- Burżuj.
- Chodź już, głąbie. Gdzie my w ogóle jedziemy?
- A gdzie byś chciał?
- Chciałbym dzisiaj nie być Wojtkiem i się po prostu upić.
- Da się zrobić.

Ludzie dostają różne dary.
Mnie trafił się dar komplikowania sobie życia.
- Czyś ty oszalała? – zapytała Luśka, gdy Alien przedstawiła w swoim mniemaniu genialny plan opuszczenia kraju i zarabiania jako kelnerka w Berlinie – co chcesz niby tym osiągnąć?
- A czy ja muszę coś osiągać? Nie mogę do końca życia być dziewczynką od podawania do stołu?
- Naprawdę tak chcesz skończyć? Uspokój się, przemyśl to. Ja rozumiem, możesz sobie jechać gdzie tylko chcesz, ale na chwilę, żeby zarobić. W międzyczasie byłoby miło, gdybyś zaczęła się uczyć, myśleć o przyszłości i interesować jakąś porządną uczelnią.
- Boże, Luśka, jesteś jak moja matka…
- Której nie słuchasz. Na jedno wychodzi. Zawsze stawiasz na swoje.
- Dobra, dobra. Wiem o tym. Skończmy temat. Ja chciałam tylko twojej opinii, nie wykładu o tym, jaka jestem nieodpowiedzialna i głupia.
Luśka westchnęła ciężko, podniosła się i usiadła na łóżku Alien tuż obok niej, opierając się o ścianę.
- To nie jest zły plan. Po prostu nie wydaje mi się, żeby był owocny na dłuższą metę.
Alien zamknęła oczy i zmarszczyła brwi.
- Stałaś się bardzo irytująca, odkąd poszłaś na te głupie studia.
Jej przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko.
- Mówisz mi to codziennie.
- Bo to prawda.
Siedziały chwilę w milczeniu. Alien podciągnęła kolana pod brodę i z wciąż zamkniętymi oczami, nuciła cicho ckliwe i łzawe piosenki. Luśka przypatrywała się z uwagą jej profilowi i to marszczyła czoło, to zaciskała dłonie, to znowu przygryzała wargę, nie wiedząc, jak zacząć. W końcu wpadła na genialny pomysł:
- Zrobię nam herbaty z cytryną – i pognała do kuchni, nie czekając nawet na odpowiedź.
Alien otworzyła oczy, dopiero, gdy za przyjaciółką zamknęły się drzwi i pozwoliła jednej małej łzie spłynąć powoli po policzku. Po chwili starła ją ze złością. Nie będzie płakać, nie będzie się przejmować, nie pozwoli ponownie zniszczyć mu swojego życia. Pojedzie do Berlina chociażby po to, żeby zająć się czymkolwiek, co oderwie jej myśli od niego. Pojedzie do Berlina, bo tam nie ma wspomnień; tam każdy przedmiot nie ma historii z nim związanej; tam nie istnieje już Wojtek.
Wojtek nie istnieje już dla niej.

Pytasz jakie blizny najdłużej się goją?
Te po szczęściu.
Weszła do kuchni akurat w momencie, gdy Luśka kładła dwa kubki z parującym płynem na stole. Zajęła miejsce przy oknie, a przyjaciółka usiadła naprzeciw niej.
- Czy to przez Ryśka? – zapytała wprost, ale Alien milczała.
- Gdzie byłaś wczoraj? – spróbowała znowu, ale i tym razem nie doczekała się żadnego odzewu.
- Alien, rozmawiaj ze mną. To zawsze wychodzi na dobre. Naukowo udowodniono, że zwierzanie się innym pomaga poradzić sobie z własnymi problemami…
Martyna westchnęła, przerywając ten bezsensowny wywód. Zerknęła za okno i szepnęła niewyraźnie:
- Wojtek przyjechał.
- Co? – ożywiła się Luśka.
- Wojtek przyjechał – powtórzyła dziewczyna wyraźniej – Wczoraj – dodała po chwili.
- No tak… - jej przyjaciółka zacisnęła dłonie na gorącym kubku i odsunęła je równie szybko, parząc się – Tak… cóż… - odchrząknęła – Można się było tego spodziewać. Przecież wracał do Polski co jakiś czas… Przecież tu jest jego rodzina… To całkiem zrozumiałe, że chce odwiedzić swoją… No tak, Wojtek… Hmm… - nagle podniosła wzrok i wbiła spojrzenie w Alien – Widziałaś się z nim?
Martyna mogłaby skłamać, mogłaby zaprzeczyć, mogłaby po prostu przemilczeć sytuację, ale zdecydowała się powiedzieć prawdę:
- Byłam u niego.
Alicja - Luśka czekała cierpliwie i uparcie patrzyła na swoje paznokcie położone na stole. Sama wybaczyła Szczęsnemu już dawno temu. Alien też wybaczyła. Nie potrafiła jedynie zapomnieć tych wszystkich upokarzających dni, gdzie grali w teatrze kukiełek i ona była bohaterem tragicznym. Wystawiali wtedy śmieszną komedię pomyłek, która kończyła się zadziwiająco przykro dla nich wszystkich. 
- Alien, czy wy…
Nie zdążyła dokończyć pytania, bo rozległy się wibracje komórki Martyny. Sms. Od…
Wstała szybko i nie patrząc na przyjaciółkę ruszyła do wyjścia.
- Muszę coś załatwić. 





zdrowych, wesołych : D




12 komentarzy:

  1. Kurczę ... Chciałabym skomentować, ale nie potrafię. Szalenie mi się podoba to, co stworzyłaś, ale nie potrafię tego opisać. Myślałam, że to będzie kolejny blog o piłkarzach, jakiejś miłości i tak dalej, a tu? Całkiem ciekawie zapowiadająca się opowieść. No zaskoczyłaś mnie. Ufam twojej wyobraźni i czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale mnie stresują takie komentarze ; c będę się starac, ale co, jeśli nie wyjdzie?

      Usuń
  2. Poparzeni <3

    Pięknie nam tutaj nagmatwałaś. Wojtek uwikłany w bardzo, bardzo dziwny, ale intrygujący trójkąt... Z jedną kobietą człowiek ma same problemy, a co dopiero z dwiema? Powodzenia, Wojcieszku.
    Jak zawsze u Ciebie - czuję, że wszystkie uczucia i emocje będą niezwykle silne, nie tylko dla bohaterów, ale też dla nas. A przynajmniej dla mnie. Tak to jakoś opisujesz, że ja nie mogę przejść obojętnie koło tego, co się u Ciebie wyprawia i przeżywa. Więc możesz się czuć odpowiedzialna (albo przynajmniej współodpowiedzialna) za szkody i zaburzenia mojej psychiki.
    Ha! Już wiem, robisz to specjalnie! Liczysz na to, że zanim skończysz studia sfiksuję już całkiem i będziesz miała pierwszego pacjenta. Słusznie, słusznie. Dobre planowanie to połowa sukcesu :D

    Chyba z rozpędu zjadłam przez Święta resztki mózgu, a nowego, niestety, pod choinką nie znalazłam :( Możesz winić Gwiazdora.

    A herbata z cytryną jest zawsze genialnym pomysłem i odpowiedzią na wszystko.
    Pozdrawiam, ściskam,
    ja <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wojcieszek ma peszek - samo życie, hue hue hue . : D
    shit, odkryłaś mój plan zarobienia na tobie fury pieniędzy . żegnaj willo w Angli, Włoszech, Hiszpanii i Francji, żegnaj domku letniskowy na Hawajach, żegnajcie posiadłości na Wyspach Owczych i Honolulu, żegnaj hodowlo kangurów w Australii... ; <

    zjadłaś musk ? no, nareszcie . już się bałam, że coś z tobą nie tak : D

    ściskam mocniej,
    Ja, ale nie ty <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałaś willę w Anglii? Co obudziło w Tobie takie pragnienie? Bo na pewno nie klimat :P
      Do hodowli kangurów w Australii mogę się dorzucić. Mogę się tam nawet zatrudnić, bardzo bym chciała żyć w Australii. Tylko najpierw sama zarobię tą furę pieniędzy.

      Cieszysz się, że nareszcie zjadłam musk? Z muskiem byłam gorszym człowiekiem? :P Dobrze, że chociaż Ciebie cieszy taki obrót spraw.

      Usuń
  4. właśnie klimat <3 xd i Arsenal . XD
    spoko, zarób furę pieniędzy, a ja ją potem gładziutko od ciebie przejmę . XD

    i tak go wcześniej nie używałaś, więc jesteś takim samym WSPANIAŁYM człowiekiem . : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio klimat? To co Cię w takim razie ciągnie do Włoch, Hiszpanii, Francji, Australii i Honolulu?
      Noł problem, ale nie spodziewaj się, że to szybko nastąpi :P

      No dzięki :P Dowiedziałam się ostatnio, że mimo braku musku wydaję się być dosyć rozgarnięta jak na kobietę. Jestem przynajmniej niezła w stwarzaniu pozorów :P

      Usuń
    2. czemu za każdym razem jak kilkam "odpowiedz" to i tak mi wskakuje jako kolejny komentarz? zły Internet ; <
      do reszty świata ciągnie mnie to, że... jeszcze jej nie widziałam . XD chociaż w Paryżu byłam, polecam . ale chętnie spędzę tam cześc życia <3
      A, i jeszcze na Seul mnie tak ciągnie <3

      za dużo myślisz jak na kogoś, kto zjadł musk . O.o

      Usuń
    3. Zły Internet Cię nie lubi, bo mi tak nie robi.
      A, to bardzo dobry powód jest w takim razie. W Paryżu nie byłam, bardzo bym chciała, więc jak już kupisz willę, to się szykuj, bo wpadam na bagietki i wino.
      A Seul to nawet pamiętam. I też Cię chętnie odwiedzę :D

      A co do myślenia, to masz chyba trochę racji, już przestaję.

      Usuń
    4. serdecznie zapraszam, jestem gościnną osobą. pozwolę ci nawet zając jeden z pokoi z najlepszym widokiem. : d

      Usuń
    5. W Paryżu i tak z każdego okna jest widok na Ajfel Tałer ^^

      Usuń
    6. nieprawda. ostatnio z okna widziałam cmentarz i to nie było fajne. O_________O

      Usuń