środa, 26 marca 2014

0000000000000000000000008:

Always be the woman a man needs,
not the woman who needs a man.
Dawno, dawno temu żyła sobie mała księżniczka, która marzyła o tym, żeby kiedyś jakiś porządny książę wyrwał ją z tego cholernie nudnego życia i zabrał w magiczną podróż po bajkowych krainach wiecznych szczęśliwości. Z czasem mała księżniczka zaczęła jednak dorastać, a jej przekonanie o prawdziwości księcia - krótko mówiąc – diabli wzięli. Zrozpaczona, została zmuszona do poddania się nudnemu, monotonnemu rytmowi egzystencji, gdzie jej jedynymi rozrywkami były jazda na motorze, kłótnie z ojcem i udawanie, że nic, co ludzkie jej nie interesuje. Po drodze pojawiali się jacyś tam pretendenci do ręki, ale żaden z nich nie był na tyle godny, by móc zasiąść na tronie obok.
Aż w końcu pojawił się taki jeden, któremu należałoby raczej skopać tyłek, niż pozwolić rozkochać, ale że szybko i sprawnie działał, ciężko było skutecznie się go pozbyć. Bo, uparciuch jeden, wracał i na łeb, na szyję brnął w kolejne stronice tej kiepskiej, oklepanej bajeczki, której – miejmy nadzieje – jednak przeznaczone było szczęśliwe zakończenie.
- No, ile można na ciebie czekać?
Była siedemnasta, gdy wreszcie przekroczył próg swojego mieszkania. SIEDEMNASTA. Mniej-więcej za dużo czasu zajęła mu szczera rozmowa z Luśką. Ale szczere rozmowy tak już mają, że lubią się przeciągać.
- Przepraszam – wymamrotał – Byłem u… - zamilkł, nie kończąc.
Alien jakoś udało się pozbyć Roberta i Swietłany, a było to nie lada wyzwanie. Kiedy już piłkarz skończył droczyć się z nią na temat tyłka, a Swietłanie wreszcie udało się wytłumaczyć, dlaczego powinna nauczyć się języka, skoro zamierza pracować w Polsce, przyszła kolej na próbowanie wspólnie upieczonych ciasteczek. Pan Lewandowski, jak można się było spodziewać, świetnie się bawił w towarzystwie dwóch kobiet, jedząc słodkości i zapijając je kolejno kawką, herbatką i ostatecznie mleczkiem. Kochany chłopiec. Szkoda tylko, że ręki do tej sielanki nie przyłożył!
W końcu jednak został odesłany i uświadomiony, że pojawiać się dzisiaj nie powinien. Bo inaczej nie skończy się to dla niego dobrze, oj nie.
Martyna siedziała w wielkim salonie na kanapie, ujadając, że przestrzeń, elektronika i bogactwo świata pana Szczęsnego wcale, a wcale jej nie onieśmiela. W dłoniach trzymała talerzyk z ostatnimi okruszkami wspaniale czekoladowych ciastek. Ubrana była we wczorajsze spodnie i jeden z jego najmniejszych podkoszulków – i tak za duży dla niej.    
Uśmiechnął się lekko. Wcale by mu nie przeszkadzało, gdyby przywitała go tylko w podkoszulku…
Ale miała ciastka, więc jest jej wybaczone.
Przeskoczył oparcie i usiadł tuż obok niej, zagarniając w dłonie porcelanowy talerzyk. Z politowaniem kręcąc głową, patrzyła, jak z zapałem pałaszuje połamane ciasteczka.
- No? – dała mu chwilę. Uśmiechała się pod nosem. Głupek. Wyglądał jak chomik. I robił prawie tyle samo bałaganu. Czyli sporo. – U kogo byłeś?
- U Luśki – przyznał się wreszcie i zamarł z talerzykiem w ręce, gdy Alien po chwili wybuchnęła głośnym, niepohamowanym śmiechem. Na tyle przejmującym, że spadła z kanapy.
Ha, mieszkanie wariatów.

Mam serce z kamienia
- szybko się nagrzewa i długo oddaje ciepło.
  Uzbroił się w kwiaty. Białe margaretki, najpiękniejsze, jakie dostał na Pradze. Chwilę zastanawiał się czy nie powinien podarować jej czegoś jeszcze – słodyczy, biżuterii, pierścionka? Może. Niestety, teraz było już za późno, musiał – i ona także – zadowolić się tym, co miał.
Z konsternacją spojrzał na swoje ulubione adidasy, wyblakłe i trochę przetarte, ale wciąż idealnie pasujące do jego trybu życia i świetnie wyglądające z dżinsami. Zastanawiał się, czy na taką okazję nie powinien założyć garnituru. Albo chociaż koszuli, krawata. Może elegantszych butów?
Zadzwonił do drzwi.
Nie musiała się nawet upewniać, kto to. Od samego rana była pewna, że tak łatwo jej nie odpuści, że jeszcze się tutaj pojawi. Dziękowała tylko, że nie zrobił tego, gdy przebywał u niej Wojtek. Chyba nie wiedziałaby, jak ma się mu z tego wytłumaczyć. Zaraz… Dlaczego w ogóle miałaby się mu tłumaczyć?
- Odejdź – oparła się o drzwi po swojej stronie – Nie mam ci już nic do powiedzenia.
- Ale ja mam, Luśka – odpowiedział, przytulając się do drewnianej faktury. Ignorował ujadającego psa sąsiadów: - Przyniosłem ci kwiaty.
Przewróciła oczami.
- Już ci powiedziałam, co sądzę o twoim genialnym pomyśle. A te kwiaty możesz sobie… Nie mam nic do dodania – warknęła.
Westchnął. Zamiast kwiatów powinien uzbroić się raczej w cierpliwość. Albo zapasowy klucz. Albo komplet ośmieszających zdjęć, żeby mógł ją szantażować…
- Nie wpuścisz mnie nawet? – zapytał cicho, bojąc się podnosić głos, by nie usłyszeli go sąsiedzi. Czuł się idiotycznie, nie pamiętał, by kiedykolwiek musiał tak bardzo starać się o dziewczynę. Zazwyczaj wystarczyło krótkie: cześć, jestem Robert. Ani on, ani Wojtek nigdy nie praktykowali bardziej skomplikowanych form podrywu. Bo… po co?

Każdy dąży do szczęścia,
Nikt nie chce odczuwać bólu.
Ale przecież nie ma tęczy
Bez odrobiny deszczu…
- Zaraz się ściemni i sobie pójdzie – powtarzała cicho Luśka, przemierzając po raz milion osiemset siedemdziesiąty szósty swój niewielki korytarzyk.
- Luśka, błagam cię…
Nie poszedł.
- Kurwa – jęknęła, opierając się czołem o ścianę.
Swoją drogą, przypomniało jej się, że kiedyś oszczędzała na remont. Teraz, wyraźnie czując krzywiznę powierzchni i widząc kolor wytartej, poprzecieranej tapety, która swoją świetność zostawiła w czasach przedwojennych, znowu skarciła się w myślach za wydawanie wszystkiego na książki, czasopisma i… drobne babskie przyjemności.
Czując jakiś nagły przypływ energii, może z powodu złości, rzuciła się do drzwi, szarpnęła za klamkę i otworzyła je na oścież, sprawiając, że Robert po drugiej stronie nagle stracił równowagę i zachwiał się niebezpiecznie.
- Jeżeli nie znikniesz stąd w ciągu minuty, zadzwonię na policję – zagroziła z taką pasją w oczach, że prawie jej uwierzył. Prawie. Może i nie znali się zbyt długo, ale on doskonale wiedział, że Luśka jest zbyt strachliwa, by samej zmuszać się do tak urozmaiconych kontaktów międzyludzkich, jakimi zapewne były rozmowy ze stróżami prawa.
- Mogę wejść? – zapytał, uśmiechając się niepewnie i prezentując jej podwiędły bukiecik margaretek, wyglądający tak żałośnie, że prawie poczuł się głupio. Prawie.
- Nie – jęknęła, wznosząc oczy ku niebu i modląc się bezgłośnie o cierpliwość – Nie skorzystam z twojej propozycji, niezależnie od tego, jak bardzo fascynująca i korzystna dla mnie samej będzie – powtórzyła jeszcze raz, wyraźnie układając słowa na ustach, żeby jego najwyraźniej nieco otępiały mózg mógł chociaż starać się zrozumieć – To jest kolejny z twoich głupich pomysłów, który, wybacz, ale jak większość, zakończy się pewnie kompletną katastrofą, dlatego ja nie zamierzam się w to mieszać, ponieważ mam dość własnych problemów, a zwłaszcza, odkąd pewien londyński chłopczyk postanowił wrócić sobie do ojczyzny. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, po co wam kobiety tutaj, skoro za chwilę znowu wyruszycie podbijać jakieś tam zagraniczne boiska i zdobywać jakieś tam zagraniczne panienki. Fakt faktem, że Polki są piękne, ale to jeszcze nie upoważnia was do podejmowania romansów, które później zakończą się rozpaczą i to bynajmniej nie z waszej strony. I jeżeli zaczniesz teraz wypominać mi feminizm, to oznacza, mój drogi, że przez ciebie przemawia szowinizm, więc jedziemy na tym samym wózku, ty poszarzały hipokryto, egoisto, babiarzu, samolubie i infantylny laboratoryjny szczurze!  
- Czyli zgodzisz się jeszcze omówić tę sprawę?

Chcesz odpuścić,
ale jednak coś ci nie pozwala
Możliwe, że mieli tutaj trafić od początku. Możliwe, że taki był plan. Możliwe, że wszystkie chwile niepewności i rozpaczy miały sprawić, by byli razem. Ale to tylko jedna z opcji.
Wstyd zostawiła w kuchni, niepewność zgubiła w drodze do sypialni, strach zaczął w niej kiełkować dopiero, gdy Wojtek zatrzymał się przed nią i powoli zaczął ściągać swoją koszulkę. Czuła się zażenowana i zmieszana, podniecona i szczęśliwa. Chciała gryźć i drapać, chciała całować i dotykać. Chciała uciekać i chciała zostać. Straciła już przez niego tyle chwil, zszargała tyle nerwów, przeanalizowała tyle emocji, wypłakała tyle łez, a teraz dostała go jak na tacy. Seks – mały bonus ich toksycznego związku.
Odwróciła się, gdy zdjął koszulkę. Zachowywała się jak dziecko. Jak niewinna nastolatka, która nigdy jeszcze nie miała chłopaka. Chyba zapomniała, co ma robić. Lęk i niepokój odebrały jej możliwości. Nie wiedziała, jak miała działać. Zapaliłaby papierosa. Cholera.
Powinna mu wierzyć? Powinna z nim walczyć?
Przysunął się bliżej, nagą klatką piersiową przytulił się do jej pleców. Czuła gorąc i ciężki zapach jego ciała. Gdy dotknął koniuszkiem palca jej szyi, uświadomiła sobie, że zaciska nerwowo dłonie. Gdy odsunął jej włosy na prawe ramię i złożył pocałunek na drugim ramieniu, poczuła ból – wbiła sobie paznokcie w dłoń. Szarpnęła się, rozluźniła zaciśnięte ręce i pozwoliła im opaść wzdłuż boków. Wykorzystał to. Powiódł palcem wskazującym wzdłuż jej smukłego przedramienia, złapał ją lekko za biodro i przysunął usta do jej ucha.
- O nic się nie martw, Alien – poprosił ją.
Och, jakżeby śmiała. Przecież niemal codziennie kocha się intensywnie z prawdziwą miłością swojego życia, udając, że nic jej nie obchodzi i wcale jej nie zależy, bo to przecież tylko kilka dni wspaniałego szczęścia. Kurwa, no!
Plączesz się, Alien. Gubisz się. Toniesz. Spróbuj. Musisz utrzymać się na powierzchni.
Miała ochotę uderzyć go za ten pełen słodkiego bólu ruch, gdy spokojnie położył całe dłonie na jej biodrach i sunął nimi wzdłuż kości, nonszalancko zawadzając o materiał jej spodni i sprawnie wsuwając się pod materiał koszulki. Unosił go, odkrywając jej ciało, drażnił wrażliwą skórę, w końcu pomógł jej się wyswobodzić i rzucił go gdzieś w kąt.
Alien nawet nie zdawała sobie sprawy, że zamyka oczy. Gdy je otworzyła zobaczyła swoje bezwstydne odbicie w lustrze. Smukły, jasny brzuch, koronkowy czarny stanik kryjący nabrzmiałe piersi, zarumienione policzki, błyszczące, ciemne oczy i rozchylone, wilgotne usta. I jego, kryjącego się za jej postacią. Półnagiego, pięknego, patrzącego na nią pożądliwie.
I nagle to do niej dociera. To nie ma sensu.
Łapie jego dłonie w połowie ruchu, odsuwa od swojego ciała, robi krok w przód.
- Alien, nie bądź taka – słyszy jego cichy szept.
- Wojtuś, ogarnij się – całą siłą woli zmusza swoje struny głosowe, by przestały drżeć -Przecież nie będziemy się kochać.
- Nie musimy – stwierdza po prostu. Idiota. Facet. Typowy – chodźmy tylko…
- Nie bawię się w to, Wojtek – dziewczyna kręci głową i oddala się.
- Cały czas to powtarzasz – denerwuje się – Gdybyś nie zauważyła – krzyżuje na piersi ramiona i wbija w nią ostre spojrzenie – To jest nasze życie, a nie jakaś popieprzona gra.
Alien nie ucieka. Zaciska wargi, zaciska dłonie na swoim ciele, próbując się ukryć, a potem wbija w niego równie mocny, stalowy wzrok i oświadcza spokojnie:
- Bawisz się mną, jakbym była zwykłym pionkiem – syczy – I teraz mam ci wierzyć, że wszystko nagle będzie w porządku?
- Przecież jest – kręci głową z niedowierzaniem – Nie dostrzegasz tego? – śmieje się gorzko – Naprawdę jesteś tak głupia?
Martyna mruży oczy i dumnie wysuwa podbródek, unosząc wysoko głowę.
Wojtek poważnieje nagle, robi kilka kroków w jej kierunku, ale ona przezornie się od niego odsuwa. Gdy już prawie dotyka plecami ściany, mężczyzna zatrzymuje się. Patrzy na nią mrocznie, intensywnie, unosi dłoń, ale szybko się rozmyśla i wkłada obie ręce do kieszeni dżinsów. Wzrusza ramionami.
- Wróciłem tutaj dla ciebie – mówi cicho, nie patrząc jej w oczy, a szukając na podłodze jakiegoś mistycznego natchnienia, które pomogłoby mu w tej chwili przetrwać.
- Nigdy nie byłam twoja… - zaczyna, ale przerywa jej westchnieniem pełnym zawodu.
- Byłaś – informuje ją spokojnie – Podczas tego pierwszego razu byłaś moja…
Dziewczyna przewraca oczami, dłońmi przeczesuje długie włosy.
- Nieprawda. Nie traktuj mnie przedmiotowo.
Unosi głowę na ułamek sekundy.
- Oddałaś mi się.
Te słowa uderzają  w nią, odbierając tchnienie. Serce zatrzymuje się i czeka na jakąś reakcję z jej strony, dając alternatywę wiecznego spokoju gdzieś w piekle. W końcu Alien decyduje się na najlepszą obronę:
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie – atak.
Wojtek prycha, śmieje się, ale tym razem szczerze, bez nuty szaleństwa i gorzkiego posmaku.
- Tak się nie mówi o chłopakach. To kobiety się oddają.
- Masz poglądy jak ze średniowiecza, staruszku.
- Znalazła się feministka.
- Buc.
- Wariatka.
- Świr.
- Mała psychopatka.
- Przestań, ja wcale nie jestem…
- Przy mnie zawsze byłaś malutka – unosi głowę, ich spojrzenia się spotykają. Uśmiechają się pod nosem, łobuzersko. Dwójka nienormalnych, niemoralnych idiotów.
Szkoda, że ktoś znowu im przeszkodził.
I tym razem to nie był Robert.


gif może nie ma sensu, ale jest fajny <3


Pokemony? Łączcie się!

14 komentarzy:

  1. "...Aż w końcu pojawił się taki jeden, któremu należałoby raczej skopać tyłek, niż pozwolić rozkochać, ale że szybko i sprawnie działał, ciężko było skutecznie się go pozbyć. Bo, uparciuch jeden, wracał i na łeb, na szyję brnął w kolejne stronice tej kiepskiej, oklepanej bajeczki, której – miejmy nadzieje – jednak przeznaczone było szczęśliwe zakończenie." - prawdziwy książę z tego Wojtka :) Dla mnie ta bajka jest po prostu mega :) Mistrzostwo świata :)

    Całość wciągnęła mnie na maxa. Na końcówce po prostu myślałam, że już się doczekałam- on ściągnął to, ona tamto :) Myślę sobie : mrrrrrrrr, nareszcie zrobią krok do przodu :) Czytam i cieszę się jak wariatka...a tu trach ... koniec... finish... U Alien zadziałał hamulec bezpieczeństwa :) :) :) Muszę powiedzieć , że Ci dwoje są tak samo pokręceni, są siebie warci, dwa mocne charaktery- połączenie ich przeważnie nic dobrego nie wróży-dlatego tak walczą, miotają się. Uwielbiam ich !!! Ta walka jest mega pociągająca i interesująca. Magia :) :) :) Mam nadzieję, że się jutro obudzę , zajrzę tu i powita mnie następny rozdział ;) Marzycielka ze mnie prawda???
    Pozdrawiam i cóż... nie byłabym sobą gdybym nie napisała, że czekam niecierpliwie na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzycielka, Marzycielka <3 aż tak szybko u mnie rozdziały nie powstają, chociaż... hmm... czasem się zdarza . postaram się jednak, zepnę się w sobie, skumuluję energię i stworzę rozdział jeszcze lepszy. takie małe postanowienie w ramach moich podziękowań dla czytających ;) <3

      Usuń
    2. Czekam niecierpliwie :) Tymczasem przeczytam po raz kolejny ten :)
      Gif spoko- Cowell wyraźnie jest czymś zachwycony :) Jemu zachwyt chyba nieczęsto się zdarza, ktoś musi mieć mega talent, by Simonowi się spodobało :)

      Usuń
  2. Wooooooooojtuś <3

    Kurde, już drugi dzień mi się nie udaje skomentować, bo coś, a potem zasypiam. Chciałam więc tylko powiedzieć, że jestem i jestem zachwycona i zakochana, napiszę więcej, jak mi się uda i nie zasnę. Mam nadzieję, że jutro.
    A tymczasem ściskam, całuję i udaję się na spoczynek :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do trzech razy sztuka.

      Po pierwsze i najważniejsze - za każdym razem, jak czytam (czyli już lekko trzeci raz), zachwyca mnie Martyna ujadająca na wojtkowej kanapie - jeżeli ktokolwiek na świecie jeszcze nie zakochał się w niej na zabój, to proszę - panie i panowie, to właśnie ten moment <3

      Po drugie - tak czułam, że to Robercik właśnie zagląda do Luśki. Ciekawe, co to znowu za ciemne sprawki go tam zawiodły, bo jak go znam, to na pewno coś znowu nieźle kombinuje w tej swojej robercikowej łepetynce.

      A to z kolei sprowadza nas do tego, co po trzecie, czyli że miałaś zamknąć Bercika w szafie.

      Po czwarte, zjadłabym takie pyszne czekoladowe ciasteczka z czekoladą...

      Po piąte, niezwykle mnie raduje, że między Wojtkiem i Alien coś w końcu drgnęło w dobrą stronę. Tylko ona by mu mogła w końcu trochę bardziej zaufać. Ja wiem, że ją skrzywdził bardzo, że namieszał jej w życiu, że ona się teraz boi. Ale jak tak można? Tyle napięcia, tyle emocji, tyle obgryzionych paznokci, a ona po raz kolejny się wycofuje... Za to uwielbiam ich dialog <3 Wariaci :D

      I oczywiście, i to po szóste, nie mogło być tak pięknie, jak się wszystkim wydawało i wymarzyło. Nie wiem, kto tym razem ośmielił się im przeszkodzić, ale jak tylko się tego dowiem w następnym rozdziale, to zrobię mu wjazd na chatę i osobiście ochrzanię. Zero taktu i wyczucia, normalnie gorzej niż Lewandowski...

      No. A po siódme będę pewnie monotonna, ale muszę powiedzieć raz jeszcze, że jest cudownie, wspaniale, nie mogę się doczekać dalszej części, uwielbiam Cię mocno i pozdrawiam braci ("Dzieci z Bullerbyn" wymiatają w kosmos :D O "Kubusiu Puchatku" już nawet nie wspominam, bo to klasyka <3)

      Usuń
    2. nie wiem, czy to dobrze, że Wojtuś cię usypia . :d

      3 - wiem, że Brecik miał byc w szafie, ale wierzgał tak mocno, że musiałam go wypuścic : >
      6 - uwierz, jak się dowiesz, to nie ośmielisz się wjedżac na chatę . : D

      A Krzyżacy? Hę? Krzyżacy to dopiero wymiatają!
      : D
      <3

      Usuń
    3. To nie Wojtuś mnie usypia, tylko "bo coś", które się wydarzało każdego wieczoru (np. wiszenie na telefonie do 1 w nocy :P).

      Chyba papież by to musiał być, żebym się nie ośmieliła :D

      "Krzyżacy"? Jakby byli o połowę krótsi (bardziej zwięźli), to by byli spoko. Ale pamiętam, że ich męczyłam, męczyłam i męczyłam, a jak już zmęczyłam, to się okazało, że to był pierwszy tom -.- Może teraz by mi bardziej podeszli, ale pamiętam, że w gimnazjum mnie zabili (chociaż nie tak, jak "Quo vadis").

      Usuń
    4. papieża jeszcze tutaj nie było... hue hue hue ... : D
      "Quo Vadis" rządzi! Jak mogło cię zamęczac ?! : < ale okej, szanuję zdanie innych, więc cię nie wychłostam . ; >

      Usuń
  3. Było dla mnie męką niezwykłą. Jak lubię Sienkiewicza, tak mógłby czasem swój słowotok ograniczyć i skrócić opisy tak o połowę. Do tego jedyny dostępny w bibliotece egzemplarz ważył z 10kg, bo był w wielkim formacie, na kredowym papierze i miał obrazki, więc męczyło mnie to również fizycznie. A najgorsze z najgorszego było to, że czytałam to wspaniałe dzieło w gimnazjum z okazji któregoś tam etapu olimpiady z polskiego, męczyłam je do ostatniej chwili, końcówkę czytałam rano przed wyjściem z domu, a pytanie dotyczące "lektury" było jedno - zredaguj notkę do kroniki szkolnej z wyjścia Twojej klasy do kina na "Quo vadis". Jak widać, znajomość treści książki była mi wręcz niezbędna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedaczku, Sienkiewicz chyba sprawił, że masz teraz jakiś uszczerbek w psychice. Ale spokojnie, podobno działa w ten sposób na większośc społeczeństwa i tylko niewielki jego odsetek - zagubione, dziwne jakieś human, pokroju mnie samej - są wstanie przebrnąc przez niego bez większych skaz i zniszczeń . : <

      Usuń
    2. Uszczerbki w psychice mam bez wątpienia, ale nie wiem, czy należy za nie winić Sienkiewicza. "W pustyni i w puszczy" było spoko :D Bardziej by mi chyba zaszkodziła Orzeszkowa, jakbym się zdecydowała czytać całe "Nad Niemnem", a nie tylko obowiązkowe w mat-fizie fragmenty. Mama mówi, że czytała i umarła. Tata się nie odważył. Za to nie pomógł mi na pewno uwielbiany przeze mnie Leśmian. Co ten miał w głowie, to tylko jego diler mógł wiedzieć :D

      Usuń
    3. Pozdrów mamę <3
      Za "Nad Niemnem" nikt już się nie chce brac, nawet humany . XD

      Usuń
    4. Pozdrowię :)
      Zmądrzało nam społeczeństwo, nawet humany zrozumiały, że to pułapka xD

      Usuń
  4. Klikam link do bloga codziennie, zamykam oczy zanim się załaduje stronka mając nadzieję, że jak je otworzę zobaczę nowy rozdział ;) Czekam niecierpliwie, obgryzam paznokcie...please dodaj coś :) :) :)

    OdpowiedzUsuń