Wake up and live
Zamarli, wpatrując się w siebie szeroko otwartymi oczami.
Dzwonek do drzwi jeszcze nieprzyjemnie drażnił ich uszy.
- Jeśli to Robert… - zaczął Wojtek, ale Alien szybko mu przerwała:
- Nie, to nie on – była pewna. Przecież zabroniła mu w
ogóle się tutaj dzisiaj pokazywać – Może Luśka?
Spojrzał na nią spode łba.
- Czego mogłaby tu szukać?
- Mnie. Albo ciebie.
Dzwonek odezwał się ponownie, ale tym razem towarzyszyło
mu także pukanie do drzwi. Wyglądało na to, że tajemniczy gość był bardzo
zdeterminowany.
- Okej, ty otwierasz.
- Głupku – sarknęła – to jest twoje mieszkanie. Ja co
najwyżej mogę się ukryć w szafie.
Skrzywił się.
- Nie możesz. Mam tam bałagan.
Przewróciła oczami, podeszła do niego i prawie wyrzuciła z
sypialni, w międzyczasie ciskając w niego koszulką.
- Spławię go – zapewnił, mrugając do niej przez ramię –
Daj mi sekundkę.
Stanęła w drzwiach, wyglądając dyskretnie na korytarz,
gdzie on zatrzymał się i mrucząc „już, już”, włożył przez głowę koszulkę.
Westchnął jeszcze głęboko, po czym otworzył.
- Wojtuś! – ucieszył się ktoś, świat zadrżał, Alien
jęknęła i wycofała się do pokoju.
Chaos ponownie pojawił się w ich życiu.
Do you even realize how amazing you are to me?
Robert niewątpliwie zmuszony był poświęcić bardzo dużo
czasu na wykoncypowanie tak genialnego pomysłu. W swoim własnym odczuciu był
pewny, że należy mu się za niego jakaś porządna, znacząca i wartościowa
nagroda. Niestety, Złotej Piłki za misterne plany życiowe nie przyznają. Przykro
mi, Robi.
Kobiety, ach, kobiety – płeć niby taka piękna, ale za to
jaka uparta.
- Luśka! Luśka… - jęknął – Luśka, pamiętasz ty jeszcze,
jak kiedyś zbieraliśmy razem stokrotki?
- Nie zbieraliśmy – zmroziła go wzrokiem – Ty zbierałeś.
Ja krzyczałam, że masz przestać zachowywać się jak zniewieściały himalaista na
terenach nizinnych. Poza tym, to było dobre dziesięć lat temu.
- Wtedy wszystko było prostsze… - rozmarzył się.
- A ty byłeś mądrzejszy.
- Wyjdziesz za mnie?
Uderzyła głową w stół. Dłonie położyła sobie na karku i
delikatnie zaczęła rozmasowywać obolałe mięśnie.
- Nie – stanowczo poinformowała blat, opuszkami palców
ugniatając skórę. Nawet nie zorientowała się, kiedy cicho podniósł się z
miejsca i znalazł tuż za nią. Dopiero w momencie, gdy jego ciepłe dłonie
dotknęły nagiej skóry jej szyi, wzdrygnęła się, gwałtownie podnosząc głowę.
- Co ty robisz? – pisnęła, gdy delikatnie zaczął masować
jej kark – Przestań się wygłupiać.
- Nie wygłupiam. Ja tylko chcę pomóc.
Nie oponowała, bo pod jego fachowym dotykiem rzeczywiście
zaczęła się odprężać, a ból powoli ustępować. Przymknęła powieki i odczekała,
aż pulsowanie w skroniach ustanie.
- Może mogłabym jeszcze raz rozważyć twoją propozycję… -
przyznała cicho.
- Wy…
- Nie – przerwała szybko – Nie wyjdę za ciebie. Ale może
mogłabym ci towarzyszyć na…
- Naprawdę?
- Nie wiem. Powiedziałam, że pomyślę. Potrzebuję trochę
czasu. Nie kwiatów i twoich zapewnień, że będzie fajnie.
Och, baby, baby
It’s wild world
It’s wild world
- Mama? – niemal jęknął, robiąc zamaszyste dwa kroki w
głąb mieszkania.
Niziutka, starsza, ale wciąż żywiołowa kobietka o
szczupłym i wiotkim jeszcze ciele małej dziewczynki, roześmianych oczach,
rumianych policzkach i krótko ściętych włosach w kolorze piasku z siwymi
pasemkami rozłożyła ręce i rzuciła się na swoją kochaną młodszą pociechę.
Ubrana była w czarny płaszcz, sięgający jej do kolan, szczelnie chroniący przed
chłodem. Wzrostu dodawały jej obcasy.
- Co… wy tu robicie? – zapytał przerażony chłopak,
instynktownie odwzajemniając entuzjastyczny uścisk matki.
Towarzyszył jej wysoki mężczyzna o budowie porządnego
mięśniaka, niestety – nie do końca wypracowanej na siłowni, ale wciąż na tyle
przyzwoitej, że ujmowała mu lat. Włosów jeszcze nie stracił, przynajmniej nie
wszystkie. Musiał się jednak pogodzić z ich błyszcząco siwym kolorem,
ewentualnymi przebłyskami czerni. Ubrany był w dżinsy i brązowy płaszcz, spod
którego wydostawał się kołnierzyk czerwono-czarnej koszuli.
Kim był?
Tatusiem Alien…
I am constantly torn between killing myself
and killing everyone around me.
and killing everyone around me.
Marzenia się ma, a w cuda się wierzy. Gdyby jednak miało
się cuda, a w marzenia się wierzyło, w dodatku jeszcze sny stawałyby się
prawdą, życie byłoby piękniejsze, łatwiejsze i stwarzałoby mniej potencjalnych
okazji do stania się seryjnym mordercą z planem zgładzenia jednej trzeciej
ludzkości tylko za to, że okazali się być jedni na milion.
Z drugiej jednak strony, gdyby w sny się wierzyło,
marzenia się śniły, a cuda marzyły, zapanowałby już kompletny chaos, więc może
lepiej niech jest tak, jak jest.
Luśka miała już misternie ułożone swoje plany na życie.
Najpoważniejszym z nich były studia. Jeśliby ich nie ukończyła, cała sieć
powiązań i zależności nie miałaby sensu. Jej życie okazałoby się bezwartościowe,
a staranne wykształcenie stałoby się kulą u nogi.
Odkąd tylko pamiętała, zawsze twardo stąpała po ziemi. Nie
dla niej były marzenia o wielkich miłościach, chociaż bardzo chciała się
zakochać. Według jej filozofii, miłość od pierwszego wejrzenia nie istniała.
Może w bajkach, ale nie w prawdziwym życiu. Nad miłością się pracowało. Prawdziwe
uczucie trzeba było pielęgnować, pozwolić mu rosnąć, potem kwitnąć, jak
kwiatom. Później trzeba było tylko osłaniać je przed jesienną depresją i
zimowym chłodem.
Owszem, czasem udało jej się wpaść w romantyczny nastrój,
ale tylko na kilkanaście dni w roku – z wiadomych, kobiecych przyczyn.
Rzadko oddawała się marzeniom. Właściwie ich nie posiadała
– miała cele, bardziej realistyczne, racjonalne, możliwe do spełnienia. Kiedy
coś sobie postanowiła, zazwyczaj to osiągała. Gdy w trzeciej klasie szkoły
podstawowej zajęła drugie miejsce w konkursie talentów, wyrzuciła skrzypce. Po
co miała marnować czas na naukę gry, skoro nie mogła być najlepsza? Nie
satysfakcjonowała jej pozycja wice, aspirowała na głównego szefa, chciała być
panią samej siebie, móc rządzić, ale nie ze względu na samą chęć posiadania
władzy, ale na prestiż i szacunek, jaki się z tym wiązał. Biedna, mała
dziewczynka, najmłodsza spośród rodzeństwa, właściwie nigdy nie otrzymywała
tyle uwagi, ile było jej potrzebne, by mogła czuć się dobrze ze sobą i swoim
jestestwem. Możliwe, że przez tę maleńką skazę na psychice zdeterminowana była
teraz, by pokazać światu, jak dobra w rzeczywistości jest. Ciężka praca, nie
talent. Cele, nie marzenia. Rozum, nie serce.
- Wyjdziesz za mnie? – zapytał głos z jej telefonu.
- Nie.
W jej świecie nie ma miejsca dla wariatów.
We’re all a little insane
- Dlaczego jeszcze nas nie odwiedziłeś, Tuś? – kręciła
głową mama – Przecież już tyle czasu jesteś w Polsce…
- Co? – Wojtek był trochę nieobecny. Stał, wpatrzony w
wariujący czajnik i błagał, by Alien nie wpadł do głowy jakiś głupi pomysł –
Ach, tak. Przepraszam. Wybierałem się do was. Jutro – skłamał, starając się
skupić myśli. Sparzył się, wlewając wodę do filiżanek, co trochę go otrzeźwiło
– Nie mogliście się doczekać i odwiedziliście mnie? – starał się, aby nie
brzmiało to jak wyrzut. Nie byłe pewien, czy się mu udało.
Dzisiejszej nocy nie było gwiazd. Sam księżyc także
postanowił nie zaszczycać Warszawiaków swoją obecnością. Ciekawe, czy czuł się
urażony ze względu na ich idealną obojętność, czy może po prostu miał zły dzień
i wolał nie pokazywać się światu.
Martyna już wcześniej wyłączyła światło w sypialni i
zmuszona była włączyć w swoim organizmie tryb nocny. Ubrana w dżinsy, przykryta
jedną z koszulek Wojtka leżała na łóżku i patrzyła w sufit, starając się
wyłapać cokolwiek z rozmowy, niemrawo prowadzonej w kuchni.
Miała nadzieję, że Szczęsnemu nie wpadnie do głowy jakiś
głupi pomysł.
Sometimes I think we were born in wrong generation
- Sprowadza was coś konkretnego? – zajął miejsce po
drugiej stronie stołu, stawiając przed rodzicami dwie filiżanki z gorącą,
czarną herbatą. Spojrzeli na siebie, wymieniając tysiące myśli. Po chwili
kobieta opuściła wzrok i przygryzła wargę, jednak na jej twarzy ponownie
pojawił się uśmiech. Złapała filiżankę w obie dłonie, podniosła roześmiane oczy
na Wojtka i posłała mu długie, pełne miłości spojrzenie. Tak bardzo intensywne,
że zmiękły mu kolana, a żołądek zacisnął się w supeł.
- Wojtuś… Kontaktowałeś się może z Martynką?
Miał wrażenie, że cała krew z twarzy, mózgu, nawet z
serca, nagle wyparowała, pozostawiając żyły całkowicie puste, a całe ciało
niezdolne do jakiejkolwiek reakcji. Przełknął ślinę.
- Nie.
Oj, nieładnie.
Mama odchrząknęła. Tata niespokojnie poruszył się na
krześle. Wojtek zaczął nerwowo bawić się telefonem w kieszeni spodni.
- Chcieliśmy porozmawiać z tobą… Właściwie to z wami,
jeszcze zanim Martyna pojedzie do Niemiec, więc… - dalszej części wypowiedzi
już nie usłyszał.
- Martyna pojedzie do Niemiec? – powtórzył po chwili,
czując, jak jego mózg zaczyna wariować. Ale to był chyba dobry znak.
Przynajmniej powróciła już do niego krew i ponownie zaczęła napędzać ciało,
niczym porządne paliwo.
Nikt jednak nie zdążył mu odpowiedzieć, bo nagle z głębi
mieszkania rozległ się głośny dźwięk jakiejś rockowej piosenki.
- Przepraszam na chwilę… - Szczęsny podniósł się z
krzesła, a Alien zerwała się z łóżka w poszukiwaniu swojego telefonu. Musiał
jej wypaść, kiedy ona i Wojtek… hmm… Tak. Jak najciszej starała się posuwać w
stronę dochodzącego dźwięku, po części się jej udało – tylko trzykrotnie potknęła
się o meble i jakieś podłogowe zawieruchy. Wreszcie odnalazła źródło dźwięku,
wibrujące nerwowo pod jedną z koszulek. Nie chciała być niemiła, ale skoro
Wojtek zaprosił ją do sypialni, mógł przynajmniej posprzątać.
Spojrzała na wyświetlacz i cicho zaczęła złorzeczyć swojej
przyjaciółce.
- Nie mogę teraz rozmawiać – wyszeptała, odbierając, nim
Luśka zdążyła cokolwiek powiedzieć – Ukrywam się. Oddzwonię do ciebie, jak
tylko będę mogła.
- Ale, Alien, co się…
Nie dane jej było dokończyć, bo w tym momencie czerwona
słuchawka została naciśnięta, a drzwi do sypialni uchyliły się tylko po to, by
po chwili móc się zatrzasnąć.
Wojtek w dwóch krokach znalazł się przy niej, popatrzył z
góry, po czym przycisnął wargi do jej warg, co na sekundę odebrało jej
możliwość normalnego myślenia. Równie
szybko się od niej oderwał, złapał ją mocno za ramię:
- Nigdzie nie pojedziesz – zarządził i wyszedł.
Kurczę, co za dzień…
krótko, ale spoko <3